Nie samym zwiedzaniem się żyje, czyli słowacko-węgierskie leniuchowanie nad DunajemPostanowiłam zacząć - dzięki Tony'emu (
), który mnie ciągle dopinguje
Nie jest to łatwe, bo piszę ten odcinek już po raz drugi... Coś mnie podkusiło, żeby nie pisać (tak jak zwykle) w edytorze tekstu, tylko od razu na forum i mam za swoje - skasowałam sobie prawie skończony odcinek...
Komu się coś takiego zdarzyło, wie, jak to boli
Nie zamierzam pisać tego samego raz jeszcze, taka cierpliwa to ja nie jestem
Opowiem Wam więc w skrócie o tym, co napisałam przed chwilą
, czyli jak zaczęły się nasze mini-wakacje spędzone na pograniczu słowacko-węgierskim.
Dlaczego ponownie Esztergom, a właściwie Štúrovo (bo ostatecznie stacjonowaliśmy po słowackiej stronie)
Ano dlatego, że prognozy pogody dla Czeskiego Krumlova (do którego przymierzaliśmy się nie po raz pierwszy) nie były zbyt optymistyczne (znowu!). O dziwo, dla północnych Węgier (lub południowej Słowacji - jak kto woli) przedstawiały się dobrze, a nawet bardzo dobrze - brak opadów i upały. Idealne warunki do leniwego odpoczynku na basenach termalnych. A taki mamy właśnie pomysł na ten przedłużony sierpniowy weekend. Wzięłam dużo książek i emulsji do opalania, więc będziemy głównie moczyć się w basenach, wylegiwać na leżakach, pić pyszne słowackie piwo i jeść fantastyczne węgierskie potrawy
W tej relacji nie będzie szczególnie wiele nowości, będziemy chodzić po własnych śladach sprzed roku. Chociaż coś tam nowego się pojawi, choćby piękne węgierskie miasto Szentendre. (Będzie więc trochę zwiedzania
)
Mam nadzieję, że znajdą się zainteresowani...
Odcinek 1: 15 sierpnia 2012 (środa) - Nad pięknym, modrym Dunajem Wstajemy skoro świt (naprawdę!), w środę 15 sierpnia i już o 5:30 wyjeżdżamy z Gliwic. Przed południem jesteśmy na znajomym granicznym moście:
Niestety camping Gran (na którym byliśmy w ubiegłym roku) okazuje się być zarezerwowany (w całości!) na jakąś integracyjną imprezę firmową. Ostatecznie lądujemy na campie w słowackim Štúrovie. Plusem jest fakt, że w cenie (23 euro) mamy nieograniczony dostęp do kąpieliska Vadaš (tuż obok), a całodzienny bilet wstępu na baseny kosztuje 7 euro od osoby. Camping za 9 euro to niewiele, ale w związku z tym nie spodziewamy się cudów.
Teren campu nie jest szczególnie zacieniony, a toalety mają chyba ze 40 lat; do tego dochodzi brak gorącej wody (jest taka, powiedzmy, średnio ciepła). Na szczęście przez cały pobyt będą nam towarzyszyć upały, więc jakoś zniesiemy brak możliwości wzięcia gorącego prysznica. Bardziej interesuje nas pochodzenie owej wody - po jakimś czasie zaczynamy przypuszczać, że jest to woda termalna ( oczywiście nie z tych śmierdzących, ale jednak "pachnie" trochę jak ta w basenach)
Tłumaczyłoby to również jej temperaturę... Zagadka ostatecznie nie zostanie rozwiązana
Rozkładamy obozowisko na campingu:
Nasze miejsce:
Niezbyt piękny widok roztacza się sprzed namiotu, ale będziemy tu głównie spać
Po "zadomowieniu się" wybieramy się na baseny, w końcu mamy zapłacone
Kąpielisko Vadas w Štúrovie to całkiem spory teren. Jest chyba z 8 basenów - 4 z gorącą wodą, reszta z zimną. Rozkładamy się koło basenu ze sztuczną falą, bo jakoś lubimy go najbardziej
Blisko stąd do barów i restauracji
Kąpiele kąpielami, ale my długo nic nie jedliśmy. Poza tym trzeba się przecież napić "Bażancika"
Na kąpielisku jesteśmy mniej więcej do 18:00 (jutro pokażę więcej basenowych atrakcji, będziemy tu codziennie). Wieczór spędzamy po słowackiej stronie - z widokiem na bazylikę św. Wojciecha w Esztergom:
Niedaleko nabrzeża jest miły polski akcent - odkrywamy, że stoi tu pomnik Jana III Sobieskiego:
I coś jeszcze - kamienna tablica, która nieco przekłamuje historię
:
Patrzymy na siebie ze zdziwieniem i nawet zaczynamy się zastanawiać, czy to my źle pamiętamy datę, czy jednak tutaj jest błąd...
Wracamy nad Dunaj. Właśnie zacumował duży szwajcarski statek wycieczkowy:
A tuż obok znajduje się sympatyczna knajpka urządzona na barce - z pięknym widokiem na węgierską stronę - na zamek i bazylikę, która to, powiedzmy sobie szczerze, nie należy do najpiękniejszych kościołów, ale przynajmniej jest okazała
Zdecydowanie lepiej prezentuje się, gdy jest podświetlona, w nocy.
Na barce jest bardzo przyjemnie:
Co najważniejsze, jest tu "Bażancik"
:
To najtańsza (i najfajniejsza!) knajpka w Štúrovie. Piwo kosztuje tu tylko 1 euro.
Wkrótce zapada zmrok, a my wracamy na camping, bo jesteśmy trochę niewyspani. Na miejscu okazuje się, że nasz camp ma jeszcze jedną wadę - w nocy jest na nim głośno
Niestety przy kąpielisku dopiero rozkręca się dyskoteka... My jesteśmy jednak tak zmęczeni, że muzyka nam nie przeszkadza. Zobaczymy, jak będzie jutro