Sunące po zboczach mgiełki stopniowo się do mnie przybliżają, mimo że rwę do przodu, ile tylko pary w płucach. Na moment jedynie się zatrzymuję, gdy spotykam przytwierdzoną do głazu, przedziwną kompozycję, której głównymi elementami są czekan oraz coś pośredniego między talerzem a menażką.