13 - 15 lipca 2009 rok - leniwie na miejscu
Kolejne trzy dni upłynęły pod znakiem słodkiego lenistwa. Schemat każdego z tych dni był podobny. Decydujące znaczenie miało tu bezchmurne niebo i determinacja żony do znacznego przyciemnienia koloru swej skóry.
Pobudka po 9tej, leniwe śniadanko, potem kawka. Później wyjście na plażę, ta najbliższa ośrodka nazywała się Mala Glavica. Była oddalona ok. 70 metrów. Z pozoru wydawała się mała, pokryta żwirkiem. Znajdowała się na niej knajpka o dachu z palmowych liści, w której można było kupić drinki, piwo, lody, jakieś napoje, czyli same najpotrzebniejsze rzeczy. Ceny były w niej odjechane, jak pewnie w każdej tego typu knajpce. Tam puszka Karlovacko kosztowała 16 Kn, a w pobliskim Studenacu czy Konzumie zaledwie 8 Kn! W związku z tym zakupy robiłem w markecie, mroziłem w lodóweczce i na plażę wychodziłem z własnym zaopatrzeniem I choć tak jak pisałem, plaża ta nie jest duża, ale zawsze znaleźliśmy dla siebie wystarczająco dużo miejsca.
Bardzo lubię chorwackie wybrzeże, poszarpane brzegi i rozsiane, liczne wysepki. Tu ich było całe mrowie - te największe to: Arnik, Sutvara, Basice, Gubavac i Knezic (to chyba najmniejsza z tych wysepek, zielona okrągła a na niej pasło się zawsze stado owiec).
Śliczne widoki to również sama plaża i panie wokół... Wiele z nich opalało się toples, co dodatkowo uprzyjemniało mi pobyt na plaży Miło było zasiąść na macie i obserwować... piękne, chorwackie otoczenie...
Oczywiście nie wszystkie elementy tego "otoczenia" były takie piękne - było kilka turystek zza naszej zachodniej granicy i wiecie co - to było widać od razu, że one stamtąd właśnie są! Idealnie wpadowywały się w pewien utarty stereotyp turystek z Niemiec . Ale były też trzy młode Chorwatki, przychodziły zawsze razem i rozkładały się tuż przy brzegu.... Ech, nie miałem wtedy ochoty pływać
Na tą plażę przychodziło też niestety młode małżeństwo z dwójką małych dzieci i babcią. Również byli z Polski. Piszę "niestety" bo zachowaniem młodej mamy byłem mocno zażenowany. Sądziła pewnie, że nikt jej nie rozumie i że jest jedyną Polką w tej części świata, bo stojąc przy brzegu i zwracając się do swojego męża, głośno komentowała wygląd poszczególnych pań, szczególnie tych, które opalały się toples. A im ładniejsza była dziewczyna, tym bardziej złośliwe komentarze tej pani dało się słyszeć. I mam tylko nadzieję, że poza nami nikt jej nie rozumiał. Było mi wstyd. Wiem, powinienem jej zwrócić uwagę, ale wybierałem wówczas nurkowanie.
To mój drugi taki nieprzyjemny przypadek z Polakami na plaży. W poprzednim roku byłem na Virze. Tam para dziadków była z małymi wnukami. Chłopaki szaleli, gonili się, pluli na siebie, wyzywali się nie patrząc na porozkładanych na plaży ludzi. Jednego z Francuzów pluciem na jego koc zmusili do przeniesienia się. W tym przypadku rozmowa z dziadkami nic nie dała . Ale cieszę się, że takie przypadki nie są częste.
Śliczne widoki były zarówno na plaży jak i w wodzie. Aby wejść do wody trzeba było mieć gumowe buciki, bo jeżowców, zwłaszcza przy bokach plaży było dużo. Fantastycznie było uciec przed grzejącym słońcem do chłodnej wody, założyć maskę na oczy i zanurzyć się w niej, podziwiając niezliczone chmary rybek, różne rodzaje jeżowców, rośliny, ukwiały a nawet ośmiornice!
Może wystarczy, mam setki takich zdjęć.
Kawałek dalej od ośrodka (do 2 km) była piaszczysta plaża Prźina:
Plaża ta, z pewnością była większa od poprzedniej, były przy niej miejsca parkingowe, więc dojazd był ok. Jednak ten piasek nie jest taki jak na naszych plażach. Ten był po prostu szary, wymieszany z ziemią. A ponieważ większość "plażowego" czasu spędzam na nurkowaniu to wolałem małą plażę M. Glavica. Chodzi po prostu o to, że woda przy piaszczystym dnie jest bardziej mętna, nie ma tej przezroczystości co morze ze żwirowym dnem.
Droga do plaży Prźina wiodła między winnicami. Fantastycznie było tak iść między nimi, a zieloność wypełniała cały teren, po horyzont. Przed tą plażą znajduje się kapliczka, która bielą swych ścian wyraźnie odcinała się od zieloności winnic. Winnice poprzecinane były wąskimi uliczkami, prowadzącymi do domów, w których można zawsze wypróbować i zakupić tutejsze, wyśmienite trunki To ulubione moje miejsce do wieczornych spacerów.
Przy tej drodze rosły również okazałe agawy i stały liczne skuterki osób pracujących na plantacjach. I wiecie co? Wylazło ze mnie takie zwykłe, słowiańskie zdziwienie - te wszystkie skuterki stały z kluczykami włożonymi do stacyjek!!! Ale tak pewnie jest, szczególnie na wyspach, gdzie dostać się można tylko promem. Zastanawiałem się ile minut mógłby postać taki "bezpański" skuter z włożonym kluczykiem np. na ulicach mojego miasta.... Pewnie dłużej trwałoby napisanie tego zdania.
Czas płynął błyskawicznie.
Koło 16tej schodziliśmy na obiad, później sjesta, czyli totalny relaks...
Wieczorkiem wyjście "w miasto"..... Wychodziliśmy deptakiem wzdłuż morza, przy przycumowanych łódkach, z który często rybacy wyciągali sieci z niewielką ilością ryb, wzdłuż restauracyjek i małych cukierni, w który siedzieli liczni turyści czekając na wieczorne ochłodzenie. Dochodziliśmy tak do wąskiej, kamienistej dróżki, gęsto porośniętej bujną roślinnością:
Prowadziła ona do najstarszej części Lumbardy - do Postrany, w której poza starymi budynkami (w tym najbardziej charakterystycznymi budowlami z kamienia, stawianymi bez zaprawy, w których nawet dachy były wyłożone płaskimi wapieniami. A to wszystko porastały gęste bluszcze, pnącza, winorośle, opuncje i całe mnóstwo roślin, których nazw nie znam.
To piękne chwile, gdy zachodzące słońce maluje czerwienie na bezchmurnym niebie, wieczorny wiatr pozwala zapomnieć o południowej spiekocie a cykady (czy świerszcze?) zagłuszają każdą rozmowę.
Po powrocie z tego spaceru jeszcze obowiązkowe pływanie w basenie.....
Jak pisałem wcześniej, basen położony był w dolnej części ośrodka, przy zejściu na plażę. W efekcie pływając w basenie, w czystej i grzanej przez cały dzień, gorącym promieniami słońca, wodzie można było obserwować morze, podziwiać barwy nieba, malowanego przez gasnący już dzień.
A potem lampka tutejszego winka np. Posip w lokalnej kawiarni. Cudownie było usiąść sobie wygodnie w fotelu, na zewnątrz kawiarni, patrzeć na morze i niebo, na którym kończący się dzień maluje coraz to nowe kolory, a później, już po zmroku widzieć jak rozświetlają się światła z odległego Orebica, a nad głową niezliczone gwiazdy....
A to wszystko z perspektywą leniwie płynącego czasu, urlopu i wszelkich letnich rozkoszy
c.d.n.