Zgodnie z zapamiętaną mapą, po minięciu wioski asfalt przeszedł w drogę polną, początkowo piaszczystą, po jakimś czasie trawiastą. Niestety, po wcześniejszym deszczu, trawsko było mokre.
Drogą tą powinniśmy dojść do utwardzonej drogi rowerowej wiodącej na prawy brzeg Kanału, do mostu przed Całunami (tego z kierunku od Elbląga).
I byłoby OK, gdyby nie to, że droga… zmieniła się w pole kukurydzy.
Ktoś drogę zaorał! Kierunek był jednak dobry, GPS pokazywał, że wciąż idziemy drogą .
Na początku było całkiem spoko, gdyż kierunek odpowiadał ułożeniu kukurydzianych rzędów. Najpierw dość szerokich, potem znacznie węższych. Po chwili spodnie mieliśmy całkiem mokre, a w butach „tony” błotka... Wkrótce jednak rolnik zmienił kierunek rządków, żeby nie zabłądzić w coraz wyższym kukurydzianym lesie, trzymając się GPS-a musieliśmy iść w poprzek rzędów, przedzierając się przez gąszcz . Na szczęście widoczne na horyzoncie drzewka były coraz bliżej , a to oznaczało, że do drogi już niedaleko. Jeszcze tylko przez pokrzywy i gęste krzaczory, potem przez rów (na szczęście bez wody) i kawałek pola z obornikiem, a w końcu wymarzona droga .
Droga do mostu to już pestka, nawet przez ten czas trochę podeschliśmy . Tyle, że dojście do łódki lewym brzegiem Kanału (bo po tej stronie znajduje się nabrzeże do cumowania przy dolnej stacji pochylni) nie było możliwe, gdyż od kanału na tym około kilometrowym odgałęziają się pełne wody rowy (taki urok Żuław przecież!).
Na szczęście prawy brzeg jest ich pozbawiony , zdecydowanie lepiej moczyć się w mocno wilgotnym po ulewie gęstym pszenżycie, niż tonąć w rowach .
Skrajem pszenżyta (sam brzeg jest tak zarośnięty zielskiem i krzakami, że do przedzierania potrzebna byłaby maczeta ) doszliśmy do miejsca na wysokości cumowania Długiego Weekendu. Tam już brzeg był ładnie wykoszony, bo to teren pochylni
Jeszcze chwilka i doszliśmy do trawy na torach, tędy przedostaliśmy się na brzeg lewy, wkrótce byliśmy w naszym wodnym domku .
Jeszcze tylko wypłukanie z błota butów i spodni, a potem inne wieczorne przyjemności . Na ich rozpoczęcie reszta załogi cierpliwie czekała do naszego powrotu (około 22-giej)...