Właśnie kładziemy się spać w małej wiosce jakieś 30km za Karlovacem... a że nie lubię spać to postanowiłem, że może uda mi się napisać relację LIVE z Podgory... jednak najpierw kilka słów wstępu jak wogóle doszło do naszego wyjazdu...
WSTĘPU słów kilka:
a mianowicie Chorwacji miało już nie być... miał być każdy inny kierunek byleby nie Cro... Pewnie narażę się niektórym, ale ileż można... czym Bałkany mogą nas jeszcze zaskoczyć...
Jeszcze tydzień temu nie było pewne czy wogóle pojedziemy... a jak tak to gdzie... cztery lata temu byliśmy w Podgorze i było fantastycznie... więc może powtórka z rozrywki?
Szybka weryfikacja prognozy pogody i raczej nie napawa optymizmem... na 8 dni wyjazdu zapowiadają 5 dni deszczowych... słabo... do tego doszedł kolejny problem... co z apartamentem? Ja, żona i pięcioletni wiercipięta... zawsze jeździliśmy w ciemno na zasadzie jak nie tu to tam, ale teraz miała być konkretnie Podgora... albo tam albo nigdzie... cel określony jasno... 50 euro za noc i ma być czysto... wysłałem 10 maili, dostałem 3 odpowiedzi... w dwóch informacja o braku miejsc w tym terminie ale w trzecim, że miejsce jest... cena 44 euro za noc... pokój co prawda mały, ale zamierzamy w nim tylko spać... na zdjęciach wygląda OK, ma klime i nawet balkon z widokiem podobno na morze... jak będzie wyglądał w rzeczywistości to się dopiero przekonamy jutro... wpłacam więc zaliczkę 51 euro przy okazji ucząc się czym różni się przelew SWIFT od przelewu SEPA i dlaczego akurat ten drugi jest lepszy... następnie szukam noclegu tranzytowego i tu znowu mamy jasno określone warunki... ma być czysto, ze śniadaniem mniej więcej w połowie trasy lub trochę za połową i ma kosztować nie więcej niż nocleg w Podgorze... ciężko było znaleźć bo ceny kosmiczne, ale w końcu się udało Miejscowość Generalski Stol... cena 170zł za naszą trójkę ze śniadaniem... opinie pozytywne... lepiej być nie mogło... co prawda jest trochę dalej niż chciałem bo będziemy mieć 1000km do pokonania jednorazowo, ale ma to też zaletę ponieważ w niedziele szybciej i wcześniej dojedziemy do Podgory... rezerwuję więc pokój na trzy dni przed wyjazdem...
Kolejny etap to planowanie trasy... jako, że jesteśmy w wielkopolski to trasa na Rawicz, Wrocław, granica i tankowanie w Boboszowie, dalej Brno, Wiedeń, i tutaj skręcamy na Szombathely, tankowanie w Redics wjeżdżamy na chwilę na Słowenię by po 15 minutach być w Chorwacji... dalej to już prosta sprawa kierunek południe autostradami z odbiciem na wspomniany nocleg w/na Generalskim Stole . Koszt przejazdu z winietami, paliwem i autostradami to około 1200zł + nocleg na trasie...
Wyjazd planowany na sobotę 27-07-2018 o godzinie 3... dla mnie w nocy, dla żony nad ranem...
i teraz okazuje się, że w piątek kończę pracę dość późno... szybkie zakupy na drogę... do domu wracam przed godziną 22... wogóle nie jestem spakowany... zero... null... żona kończy pakować siebie i syna... ona też późno dziś wróciła... podejmujemy jednomyślną decyzję, że wyjazd opóźniamy o godzinę... kiedy wynoszę pierwsze walizki do auta to sąsiedzi szukają księżyca na nocnym niebie, który to akurat tej nocy ma pokazać jakąś sztuczkę ze znikaniem... nie mam czasu nawet żeby pochylić się nad tym niebywałym tematem i znoszę do bagażnika coraz to nowe tobołki... pakowanie kończę coś około 23:30... bagażnik pełny... tylna kanapa obok fotelika Piotrka wypełniona po brzegi... zapamiętać żeby pod żadnym pozorem nie otwierać drzwi za kierowcą... w między czasie pakuję moją walizkę... to akurat na moje szczęście idzie dość sprawnie... od wielu już lat mam jedną listę najważniejszych rzeczy do spakowania zrobioną w exelu i przy okazji każdego wyjazdu po prostu robię tylko "check"
Jeszcze tylko kanapki na drogę w formie tostów z kiełbasą serem i sosem czosnkowo miodowym i będę mógł zwolnić tempo... kładę się spać krótko po północy... za trzy godziny wyjeżdżamy... ale, ale... co tu się wyrabia... zasnąć nie mogę... przez tą pełnię pewnie... albo przez nadmiar emocji... zasypiam w końcu o 1:30!!!
Dizeń 1
o 2:30 obudziłem się bez budzika... żona jeszcze śpi... może więc wstanę i dokończę pakowanie... za chwilę budzik dzwoni, wstajemy i już o 3:40 siedzimy wszyscy w aucie gotowi do odjazdu... chociaż Piotrek ma nadal na sobie pidżamę i ledwo patrząc na oczy przysypia w swoim foteliku...
początek idzie sprawnie... po niecałych czterech godzinach spokojnej jazdy meldujemy się w Boboszowie na stacji Orlen... ludzi na stacji dużo, a nawet bardzo dużo... jest godzina 7:30 jak czekam w kolejce do tankowania... przede mną pan z lawetą na której wiezie motory crosowe leje do pickupa chyba z 200 litrów bo leje i leje... pan nota bene w Kłodzku wyprzedził mnie na podwójnej ciągłej a teraz na tej samej stacji tankujemy paliwko... idę zapłacić... i tu wtopa... nie spojrzałem z jakiego dystrybutora nalałem... kasjerka pyta, ja odpowiadam, że tam gdzie ten brązowy citroen, pani kasuje, płacę kartą, akceptacja i zaraz zaraz... ale coś nie pasuje... zapłaciłem za nieswoje paliwo... pani nie wie jak to odkręcić i stoimy tak 15 minut czekając na cud... cud nadszedł w postaci drugiej kasjerki, która pomogła rozwiązać problem... chwilę później przekraczamy granicę znajdujemy stację po stronie czeskiej gdzie nabywamy winietę na miesiąc czasu za 440 koron (przy płatności kartą wyszło 75,84zł) i jedziemy dalej... kierujemy się w stronę Mikulova... cały czas przepisowo... nie spieszy nam się... wręcz momentami można by powiedzieć, że wleczemy się strasznie... nie chcemy zostać złapani na fotoradar i dostać mandatu... niestety... nie doceniłem cześków z czeskiej policjiiii... przed Mikulovem jest droga... ograniczenie do 90 więc jadę 88... jedziemy w sznureczku innych pojazdów... samochód przede mną... samochód za mną... widzę na poboczu znak z ograniczeniem do 70 więc noga z gazu... chcę zwolnić bez hamowania... patrzę jak spada prędkość... 84...80...75...70... i w tym momencie widzę światła policji za mną... policyjna nieoznakowana Skoda wyprzedza mnie a napis na tylnej szybie nakazuje mi jechać za nimi... prowadzą mnie do najbliższego zjazdu i zatrzymują się na poboczu... podchodzi szeryf, tzn. chyba szeryf... ciemne okulary... guma do żucia i mówi że przekroczyłem prędkość... na ograniczeniu do 70 miałem 84 km/h... w sumie to rzeczywiście miałem... przez chwilę... przyznaję się bez bicia do grzechu i otrzymuję najniższą z możliwych pokut... 500 koron cześkowych jeśli zapłacę od razu lub 1000 przy mandacie kredytowanym... nie ma dyskusji... przepis złamany - płacić trzeba... nie mam koron ze sobą, ale nie ma też problemu bo szeryfowie mają ze sobą terminal do płatności kartą... niech ich diabli... przygotowani na wszystko... z bólem bo ciężko mi się pogodzić z faktem złapania mnie w pułapkę, płacę 500 koron co w przeliczeniu na PLNy daje równe 86,19zł mniej na koncie wyjazdowym co szybko przeliczamy z żoną na 2 drinki mniej w Banana Barze i jeszcze bardziej nam smutno... przez chwilę wyglądamy tak:
ja pamięć mam krótką więc chwilę później wyglądamy tak:
by po kolejnych kilku minutach wrócić to wyjazdowego:
Dojeżdżamy do Mikulova i stajemy w korku... mega korku... jakoś idzie ale za jeziorkiem jest ruch wahadłowy... tracimy około 20 minut...
Zaraz za granicą prostujemy kości i kupujemy winietę... później żona i Piotrek zasypiają zostawiając mnie samego na posterunku. W Austrii spory ruch...
Dokończę jutro bo żona denerwuje się, że trzeba się w końcu wyspać, a na urlopie lepiej żony nie denerwować