Wtorek zaczął się jak zwykle spokojnie ale to był najgorszy dzień urlopu i to nie tylko tego ale wszystkich razem wziętych.
Jak pisałam wcześniej zaplanowany mieliśmy wyjazd do Trogiru po małe zakupy i w celu zwiedzania (podobno bardzo ładnego miasteczka). Wyjechaliśmy około 9-10 jak się okazało trochę za późno bo do mostu był straszny korek, spędziliśmy w nim co najmniej godzinę ale dojechaliśmy wreszcie.
Samochody zostawiliśmy na parkingu płatnym (8 kun/godz.), sami natomiast poszliśmy na bazarek, pokupowaliśmy wszystko to co zapomnieliśmy z domu i to co okazało się bardzo przydatne, czyli buty do pływania (cena 30kun, można było znaleźć za 20 najtaniej) i oczywiście pamiątki i sprzęt do nurkowania ku uciesze dzieci i tatusiów (cena 60kun najtańszy, lepsze 90-140kun).
Po zakupach Pawły zdecydowały podjechać na stacje benzynową a reszta powoli wracała do samochodów by po pewnym czasie spotkać się i suszyć gdzieś dalej. Spotkaliśmy się zaraz na pierwszym skrzyżowaniu, my skręciliśmy w prawo a Paweł jechał od strony Splitu i miał zamiar skręcać w lewo, nagle usłyszeliśmy w CB, że jakaś k... wjechała mu w drzwi. Szybka decyzja Grześki i my udajemy się na miejsce stłuczki. Po krótkich oględzinach okazało się, że Paweł był na drodze z pierwszeństwem a Pani, która mu walnęła centralnie w środek drzwi wyjeżdżała z parkingu, więc nie bardzo było o czym dyskutować, szkoda tylko, że Pani Chorwatka stwierdziła inaczej i w żaden sposób nie przyznawała się do winy. Została wezwana policja ale niestety nie bardzo nam pomogli, bo ni w ząb nie rozumieli co my mówimy. Kłótnia (to znaczy my krzyczeliśmy po polsku a Chorwatka po swojemu i nic z tego nie wychodziło) trwała z godzinę, aż winowajczyni całego zajścia zaproponowała, żeby pojechać z nią do Splitu bo tam będzie cash. Bardzo "pomocny" Pan policjant ucieszył się, że ma nas z głowy i ruszył w swoją stronę bez zrobienia najmniejszej zapiski o zdarzeniu a my wszyscy do Spiltu jak sądziliśmy po kasę za szkody.
Na miejscu okazało się, że Pani albo była tak mądra albo tak głupia, że zaciągnęła nas do swojej firmy ubezpieczeniowej i tam postanowiła obalić naszą wersję zdarzeń. Tam przyjazna pogawędka trwała ze dwie godziny najmarniej, razem z wypełnianiem oświadczeń, rysowaniem i dzwonieniem na komisariat.
Słowo daję, gdyby to ktoś nagrał i puścił na Youtube to teraz bylibyśmy co najmniej rozpoznawani na ulicach o ile nie sławni.
W końcu stanęło na tym, że każdy przedstawił swoją wersję wydarzeń i ubezpieczyciel miał osądzić kto ma rację, decyzja miała być w ciągu 2-3 dni ale Pawły nie miały ochoty na marnowanie kolejnego dnia i postanowiły załatwiać to po powrocie do kraju.
Tego dnia i właściwie żadnego innego też nie zwiedziliśmy Trogiru, tylko w powrotnej drodze wpadliśmy na plażę ochłodzić się i najeść, kawy nie musieliśmy pić bo wszystkim ciśnienie skoczyło i bez kawy. Wieczorkiem zasiedliśmy na tarasie przy butelce pewnego bardzo znanego napoju i na luzie przeanalizowaliśmy całe zajście.
To moje jedyne zdjęcia z Trogiru jakie mi się chciało zrobić
Mimo wszystko nadal uważam, że Chorwaci to bardzo miły naród. Jedyne czego żałuję to tego, że nie uczyłam się języka przed wyjazdem, przydałaby się ta umiejętność. Bardzo bym chciała się poduczyć przed kolejnymi wakacjami ale nie wiem gdzie i jak. Jak znacie prosty sposób to piszcie.