Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj! [Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Odcinek 13 – 2020-09-23 Czas lenistwa i spełniania obietnic Chociaż tak naprawdę czas dla siebie samych. Poranek? Cóż. Czasami na urlopach tak bywa, że jednak trzeba coś dla firmy zrobić, zatem śniadanie i kawa nie bardzo na tarasie, a raczej jakby nie było urlopu. Przy laptopach. A dalsza część dnia bez szczególnego planu. Idea "wyjdzie jak wyjdzie". A jak wyszło? Sąsiedzi z plaży Rzec by można że rozpoznawaliśmy już plażowych sąsiadów, i przyglądaliśmy się im.
Para chowająca się za cypel po lewej. Nasza grupa wiekowa. On pływak, ona dokarmiająca mewy reklamówką suchego chleba.
Sąsiad - oglądacz z pobliża. Nasza grupa wiekowa. Chojrak był, dopóki żona nie pomachała mu. Już go więcej nie widzieliśmy.
Sąsiedzi w oddali po prawej. Nasza grupa wiekowa. Polacy. Ona przychodziła z nim, a po chwili zostawiała go i bywało, że długo jej nie było. Raz, gdy już my wychodziliśmy z plażowania mijaliśmy się z nią koło bistro Levanat - ona dopiero wracała. Powiedziała dzień dobry stąd wiem, że Polacy. Mnie zainteresowałoby na miejscu jej partnera czemuż ona tak chętnie zostawia go samego albowiem taka całkiem, całkiem babeczka. Aż raz sobie ich zoomem złapałem. Wiem. Wiem! Nieładnie Zdzihu. No ale nie po to babeczka idzie na plażę FKK, żeby jej nikt nie podziwiał prawda? Sąsiadowi z lewej pozwoliłem to i sam sobie pozwoliłem. A skoro obowiązujący kierunek zwiedzania w prawo... Zresztą pamiątkę trzeba mieć. On leżał do niej pupą!!! To kto miał ją podziwiać… Pogoda Tego dnia jak i kolejnego pogoda nie była zainteresowana wygrzewaniem ciał, zatem wymienieni przybywali, kąpali się i odchodzili, co mnie pozwoliło na impresje zdjęciowe Aparatem: Po lewej
Po prawej z naturalną przesłoną opalających się Polaków
Naprzeciwko
Komórką, ale teraz zacznijmy od prawej – wtedy jeszcze się opalali
A w tym momencie już nie
Mała roślinka
Postanowiłem zrobić serię zdjęć obracając się coraz bardziej w lewo, aż do złapania lasu
A nawet zdjęcie z lasu
I wtedy zdałem sobie sprawę, że te kolory się zmieniają, a fotografując jakby z powrotem doszedłem do tego, dlaczego
No nie fajnie to wyglądało.
Robiło się chłodniej, mniej kolorystycznie. Mam nadzieję, że widać to na filmiku
Zatem i my zeszliśmy z plaży z małym zaskoczeniem po drodze… Jak to, jabłoń w Chorwacji?
Reszta dnia Obiad pomysłu własnego a potem? No cóż. Obiecane dotrzymane… Supetar po zakupy. Jednak nie sukienka stała się obiektem westchnień, ale włoski kombinezon. Cena nie była mocno włoska, ale aby mieć pole negocjacyjne „poszliśmy się przespać z myślą o zakupie”.
Takie widoki wystarczyły aby zakupu dokonać ale „spanie” było chyba za krótkie, bo jedynie 10 % utargowałem… Dieta Na kolację były tylko napoje w naszym już stałym punkcie obserwacyjnym czyli w Pizza&Burger bar BARCODE. Skoro zostało mi 39 kun z zakupów... To wystarczyło na napitki i jeszcze kuna napiwku. Żartuję. Dołożyłem do 45, a co. Trzeba mieć gest
Jak to mówią „coś za coś” Albo ciuchy albo żarcie. Jest co na siebie włożyć, to linię trzeba trzymać.
A co się szykowało na noc niech pokaże kolejny filmik…
Jesteś niezłym obserwatorem , komentatorem i dociekliwym wygrzebywaczem różnych ciekawych historii Zdjęcia z plaży wyszły przepięknie - najlepsze te z nadciągającą ulewą Ta roślinka to motar. A żony trzeba słuchać a nie wdawać się w negocjacje
travel napisał(a):Jesteś niezłym obserwatorem , komentatorem i dociekliwym wygrzebywaczem różnych ciekawych historii Zdjęcia z plaży wyszły przepięknie - najlepsze te z nadciągającą ulewą Ta roślinka to motar. A żony trzeba słuchać a nie wdawać się w negocjacje
Dziękuję... Motar to był w 2017, jak mózg był nastawiony na chłonięcie wiedzy. W roku 2020 to roślinka. Mózg odpoczywał i powiem ci odpoczął. A negocjowałem nie z żoną tylko z tą uprzejmą panią...
Lubię baaaardzo długie negocjacje z osobami płci przeciwnej, które w umiejętny sposób promują nienoszenie bielizny
Myślę, że każdy z nas zna osobę, która słynie z powtarzania określonych powiedzonek. Część tych powiedzonek bywa trafna, część nuda, część irytująca. W moim rodzinnym domu szczególne było powiedzonko taty, który w pierwszy dzień świąt zarówno Wielkiej Nocy, jak i Bożego Narodzenia zwykle podczas poobiedniej sjesty wypowiadał urocze zdanie „święta, święta i po świętach”. Pewnie dla wielu z was powiedzenie całkiem dziwne, ale dla mnie, który dorastał z nim każdego roku urosło ono do miary symbolu rodzinnej tradycji, o które teraz coraz trudniej… Ale wróćmy do urlopu. 24 września był czwartek. W planach były jeszcze 3 pełne dni na wyspie, w niedzielę mieliśmy dojechać do Varazdinu i po południu go zwiedzić. Mieliśmy wynajęty nocleg. W poniedziałek zaś, ostatni dzień wziętych z prac urlopów dojechać do domu. Plan zakładał oczywiście, że w czasie urlopu będziemy mieć dni deszczowe, no ale to miały być jakieś krótkie, przelotne opady, ale zaraz po nich temperatura miała wracać do pewnego optymalnego poziomu, no ale nie wyprzedzajmy biegu wypadków… Poranny zakupy w Konzumie i spojrzenie na ląd.
Wyglądało, że to może być ładny dzień. Poranne, codzienne rytuały i… no nie za ciepło. I pogoda jakaś taka… Podjęliśmy decyzję, że nie jedziemy nigdzie, bo w zapowiedziach deszcz, ale spróbujemy na „naszą” plażę w Postirze. Doszliśmy a tam… „ZONK” na naszym miejscu „sąsiedzi – Polacy z prawej” których opisałem w poprzednim odcinku. No co za ludzie ha ha… Normalnie trzeba będzie o 5tej rano parawan tu przynosić… Minęliśmy ich, pośmialiśmy się… Pomyślałem, poczekaj, pokażę Twoje ciało (zoom) w relacji, będziesz miała karę (żart) No i to była jedyna radość tego dnia do południa, bowiem chmury zbliżały się od lądu
Morze nie zachęcało do kąpieli i mimo, że od głębi wyspy jeszcze wyglądało to dobrze
(wprawne oko na dole zdjęcia po prawej dostrzeże okupantów naszego miejsca ) Słońce coraz częście zachodziło za chmury, robiło się chłodniej i naprawdę trzeba się było owijać w ręcznik, żeby doczekać jakichś jego promyków
Nie miało sensu dalsze siedzenie tam, wróciliśmy więc na „nasz” taras aby już po 13 tej zderzyć się z taką pogodą
Prognozy na Accu był coraz gorsze. Może nie na ten dzień, ale zwłaszcza na sobotę i niedzielę. „Na brzegu rzeki Piedry usiadłem i zapłakałem” - że taką parafrazą się posłużę. A tak poważnie – usiadłem na tarasie z lampką wina w dłoni i pomyślałem. Urlop, urlop i po urlopie. I zadałem sobie pytanie, czy wolę taki urlop, czy bardziej intensywny, w nowym miejscu, gdzie mnie do wszystkiego ciągnie. I sam sobie odpowiedziałem. „Zdzihu”. Ty to źle w tym roku robisz. Jak się jedzie raz któryś to nie na wyszukiwanie jakichś dziur gościu, ale po widoki się powinno jechać. Zwierciadła duszy widokami trzeba nacieszyć. Co z tego, że nie masz umiejętności fotograficznych. Co z tego, że nie umiesz kadrować. Najwyżej oglądający relację nie zapamiętają twoich zdjęć. Ale tego co zastanie na kartach pamięci twojego mózgu nikt ci nie odbierze… No właśnie. Może za bardzo skupiłem się na tym, żeby mieć co pokazać innym nawet jeśli niekoniecznie jest to tego warte a zapomniałem, że urlop jest dla mnie, dla nas, dla zdrowia, dla odpoczynku (btw Iza dzięki za to jedno słowo z pw – naiwny) Przestało padać. Rzekłem – Matka! Zbieramy się na spacer! Nowy „Zdzich” „pojawił się w mieście”. Miękkim też można być a nie wiecznie twardym … No to zapraszam na nasz spacer pełen źle skadrowanych i źle zrobionych fot. Spacer od apartamentu
Czy też bardziej dokładnie od plaży Molo Lozna
Z bistrem Levanat w tle
Po drodze
Pod pomnik poświęcony dociągnięciu na wyspę wodociągu w roku 1970
Położonym przy plaży Trstena, pustej o tej porze
No może prawie pustej
Z powrotem starego Zdziha w okolicach kapliczki Lady of Gorma,
(Spojrzenie na Mariolę – no leć, leć… ) Gospe od Gorma z bliska
Legenda mówi, że pewnego człowieka pod wieczór zastał tam sztorm z piorunami. Schronił od się w takiej małej niby grocie. Podczas któregoś z kolejnych piorunów zobaczył na morzu białą postać pod welonem która wyciągała do niego ręce, jakby chciała, żeby do niej podszedł. Za daleko była, więc się nie ruszał, ale kolejne pioruny pokazywały ją coraz bardziej niecierpliwą i bliższą. Serce podpowiedziało mu, że musi do niej podejść i kiedy tylko zrobił kilka kroków w przód urwał się kawał skały i spadł na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał. Uznał to za ocalenie my życia i obiecał, że dokładnie w tym miejscu własnymi rękoma stworzy miejsce dziękczynne czego zresztą dokonał. Wracając do „Zdzicha” Szliśmy dalej mijając się z ludźmi, odsuwając się przejeżdżającym samochodom. Coś tam fotografowałem
Zrozumiałem jednak, że to fotografowanie w jakiś sposób przerywa mój proces obserwacji i zachłystywania się widokami. A jak zauważacie powietrze „spłukane” deszczem pozwalało zobaczyć o wiele więcej. Schowałem więc komórkę, oddałem się obserwacjom, rozmowie z żoną, narzekaniem na syf w kolejnej plaży i współczuciem kurze, w małej zagródkę na ostatnim skręcie przed plażą Lovrecina, która właściwie bez piór deptana przez koguta. Mam nadzieję, że wiecie co w przypadku drobiu oznacza słowo deptana… Robiło się coraz szarzej. Zawróciliśmy. Mijaliśmy ludzi z pieskami, ludzi starszych oddających się rozmowom. Czułem się jak u siebie. Moje baterie ładowały się pozytywną energią. Na tyle dziwnie pozytywną, że chociaż powodem powrotu była chęć „podeptania mojej własnej kury” odłożyłem to na zaś, ale wsadziłem tę „kurę” do auta i lepiej ubrani zjechaliśmy do centrum zasiadając po raz kolejny do „Barcode” (Spacer, który pokazałem polecam każdemu!) Zrobiłem tylko jedno zdjęcie aby oddać klimat naprawdę zimnego wieczoru
Obok nas siedział ojciec z autystycznym synem i znajomymi, może rodziną. Chłopak może 18-to może 20-letni. Miał swój repertuar okrzyków i zachowań. Tata ciągle wstawał i uspokajał go. Świetny materiał do obserwacji, że świat dzięki niejednorodności jest pełniejszy. Chłopak znalazł trzy stoły dalej rodzinę, która prócz zamówionych rzeczy miała dla swoich dzieci jakieś przyniesione ze sobą ciastka. Podchodził tam co rusz i czekał dając jednak delikatnie znać rękoma, że chciałby się poczęstować. Poczęstowany zaś odchodził z wyrazem tryumfu w okrzyku, by zrobić taką samą pętlę po okolicy i wrócić po kolejne ciastko. Jego tata podszedł z przeprosinami do owej rodziny, ale spotkał się tylko ze zrozumieniem i uśmiechem. Lokalne stosunki i uprzejmości. I my pośród tego powoli konsumujący i pijący. My. Nie obcy. Nie jacyś „janusze”, którzy przyjeżdżają na urlop i wymagają absolutnego poddaństwa i braku takich „autystycznych” przeszkód – tylko my, sami swoi. My – część całości. Kontenci i zadowoleni. I na ową chwilę Postiranie. Urlop, urlop i… Jeszcze więcej urlopu!
Nie przesadzaj z tym brakiem umiejętności fotograficznych, chyba że to taka kokieteria
Super spacer Nadal nie dotarłam do Trsteny i Lovreciny Ale plan jest : dojechać samochodem do Trsteny a potem na piechotkę do Lovreciny..... a wiesz ,że mają przebudowywać dojazd do Lovreciny - ten od głównej drogi ?
travel napisał(a):Nie przesadzaj z tym brakiem umiejętności fotograficznych, chyba że to taka kokieteria
Super spacer Nadal nie dotarłam do Trsteny i Lovreciny Ale plan jest : dojechać samochodem do Trsteny a potem na piechotkę do Lovreciny..... a wiesz ,że mają przebudowywać dojazd do Lovreciny - ten od głównej drogi ?
Może trochę... To dojdź nie tylko do L. Pójdź dalej, za konobą przy wodzie do góry prowadzi droga... Jak sobie sprawdzisz na mapy.cz na wersji lotniczej mimo, ze ona się kończy to jest taka mikro ścieżka lasem. w 2018 nie wiedziałem. w 2020 nie poszedłem - ale przy fajnym słońcu widoki muszą być nadal rewelacyjne
maslinka napisał(a):Ewa, zajrzałam na Twój blog. (Zdzihu, dzięki ) Świetna robota! I jakie piękne jesienne zdjęcia z Gliwic Masz niesamowite oko. Zupełnie inaczej spojrzałam na miasto, w którym mieszkam od urodzenia...
Dziękuję, bardzo mi miło.
Abakus68 napisał(a):W planach były jeszcze 3 pełne dni na wyspie, w niedzielę mieliśmy dojechać do Varazdinu i po południu go zwiedzić.
Jadąc ostatnio do Chorwacji wahałam się, czy zatrzymać się w Ptuju czy w Varazdinie. Ostatecznie wygrał Ptuj, bo nie musieliśmy zbaczać za bardzo z trasy. Varazdin wciąż jest na mojej liście miejsc do odwiedzenia. Ciekawi mnie też Maribor.
Abakus68 napisał(a):No to zapraszam na nasz spacer pełen źle skadrowanych i źle zrobionych fot.
Zdecydowanie przesadzasz! Ja nie odniosłam takiego wrażenia, jesteś dla siebie zbyt surowy. Ja dzięki Twoim zdjęciom i opowieści mogę przez chwilę poczuć się, jakbym też tam była.
Epepa napisał(a):...Ja dzięki Twoim zdjęciom i opowieści mogę przez chwilę poczuć się, jakbym też tam była.
Często zaglądam do różnych relacji. A to wyciągam sobie z nich wiedze o miejscach, do których się przygotowuję. Często dlatego, że autorzy świetnie piszą. Nie zawsze się odzywam wpisując się w trendy tutaj, ale są one dla mnie i skarbnicą wiedzy i takich napełniaczem dobrym nastrojem.
Ale żeby stwierdzić, że zdjęcia są nieprofesjonalne, trzeba samemu się znać. Ja jestem kompletną nogą, bo całe zdolności fotograficzne dostały się mojej siostrze. Mogę zatem bez żadnych przeszkód oglądać je i mogą mi się podobać.
pomorzanka zachodnia napisał(a):Ale żeby stwierdzić, że zdjęcia są nieprofesjonalne, trzeba samemu się znać. Ja jestem kompletną nogą, bo całe zdolności fotograficzne dostały się mojej siostrze. Mogę zatem bez żadnych przeszkód oglądać je i mogą mi się podobać.
Dobra uwaga... jestem laikiem i nie powinienem tak chromolić. Wybacz. Mogą, i jeśli podobają to się cieszę
pomorzanka zachodnia napisał(a):Ale żeby stwierdzić, że zdjęcia są nieprofesjonalne, trzeba samemu się znać. Ja jestem kompletną nogą, bo całe zdolności fotograficzne dostały się mojej siostrze. Mogę zatem bez żadnych przeszkód oglądać je i mogą mi się podobać.
Dobra uwaga... jestem laikiem i nie powinienem tak chromolić. Wybacz. Mogą, i jeśli podobają to się cieszę