Odcinek 11 – 2020-09-21 Jak się nudzi wśród bezludzi.Nuda…
Pusto…
Chłodniej…
Gdzie oni są…
Idzie sikawica…
I właściwie tyle o poniedziałku…
W 2017 roku na dwa dni przed końcem z plaży Zastup zabrano toy-toye. Wtedy dowiedzieliśmy się, że po drugim pełnym weekendzie września sezon się na Braću kończy. Dojeżdżając 14 września w roku 2020 baliśmy się trochę, czy – zwłaszcza w tym szalonym roku – nie zastaniemy prawie wszystkiego pozamykanego. Pozytywnie zaskoczeni porzuciliśmy takie przemyślenia. Ale poniedziałek dał znać, że rzeczywiście w którymś momencie co nieco się tam zmienia.
Dzień jak co dzień, śniadanie, kawa, przygotowanie się i siup na plażę, tego dnia tę w lesie na wschód za Postirą (FKK)
Rzut oka na lewo i prawo
Czuć było, że temperatura się obniżyła. Było jakieś 23-24 stopnie. Idealnie na dłuższe lenistwo, bowiem nie było wietrzenie. Nawet mewy nie umiały znaleźć jakichś prądów.
Tafla wody marszczyła się czasami
Ale było to spowodowane raczej przepływającymi jednostkami niż wiatrem
W związku z potrzebą uzupełnienia zapasów spożywczych szybki obiad w Bistro Levanat.
Danie nazywała się Janjentina sa bizon i kosztowało 45 kun.
Smaczne. Ale raczej nazwałbym je „grašak posut janjetinom”. Stwierdziliśmy zgodnie, że dość już zaoszczędziliśmy na kosztach i że tego typu obiady podarujemy sobie w następnych dniach.
Pindrzenie, zakupy w Supetarze, a w drodze powrotnej wjazd pod fabrykę sardynek nad Postirą i nieudane próby zrobienia ciekawych zdjęć.
Zrobiło się nieco chłodniej niż zwykle. Pamiętając również chłód, jaki nas wygonił z Barcodu dnia poprzedniego uzbroiliśmy się w swetry, do centrum podjechaliśmy autem – wszak w Chorwacji jest dopuszczalne 0,5 promila… I poszliśmy się lansować - ale zanim zdjęcie (od pary dni czytam w końcu jakiejś poradniki fotografowania i kadrowania i co tam znalazłem, ano na przykład taką informację, aby przy robieniu zdjęć pilnować, żeby głowa nie przecinała linii horyzonty i aby z niej „nic nie wystawało” – No to teraz cud – miód - malina – do podręcznika jak nie robić zdjęć…
Tia…
Niby coś się w miejscowości działo. Ktoś czyścił złowione ryby, ktoś siedział w Caffe VRSA, ale generalnie było pusto.
Wzrok przykuwały co najwyżej zacumowane jednostki
Usiedliśmy pod otwartym parasolem, spojrzeliśmy na Postirę.
Smutno. Bezludnie jakoś… Nawet kufel piwa,
który wpłynąć na suchego przestwór oceanu nie złagodził tęsknoty oczy za osobnikami mojego gatunku
Dopóki siedzieliśmy twarzą w stronę Postiry nie było widać jakiejś zmiany pogody
Ale wystarczyło pójść za murek, zrobić sesję niememu obserwatorowi nadciągających zdarzeń
Aby zorientować się co się szykuje
Obsługa na wszelki wypadek zwinęła parasole
Jakoś tak od razu zrobiło się inaczej...
Piwo, Mojito, Cola, pół litra wina, wegetariańska pizza (super) oraz lava cake (idealne acz słodkie jak diabli) kosztowały 188 kun.
Zajrzałem do lokalu
Również pusto, niemniej czysto i nastrojowo.
Cóż było robić. Zebraliśmy nasze 4 litery, poobserwowaliśmy fotograficznie zapadające w Postirze ciemności
i podjęliśmy decyzję co do dnia następnego.
Jeśli będzie pogoda nie będzie się nadawać do plażowania wybierzemy się w końcu odwiedzić Split. Tak się też stało, ale o tym w kolejnym odcinku.