SZLAKAMI NIEODKRYTYMI (dla nas) - Špilja Sv. Nedjelje, Humac
26.08.2013„SŁOŃCE! Wstawaj Kochanie! Słońce! Słyszysz?!”.
W tle słychać ziewnięcie.
„Nie pada! Nie grzmi! Wstawaj, słyszysz?!”.
Nigdy nie rozumiem… Jak można tracić czas na sen… NA WAKACJACH
Toż tyle pięknych miejsc jest do zobaczenia
Dzisiaj postanawiamy zrealizować jedno z naszych małych hvarskich marzeń – „wyprawa” na szczyt –
Sv. Nikola. Długo by opowiadać… Lecz może zacznę od końca.
Szczyt co prawda zdobyliśmy… Ale obiektywem z tarasu
Spacerując niegdyś po naszym małym uroczym końcu świata, znaleźliśmy drogę – szutrową, dość szeroką – wydawałoby się… dającą szansę na podjazd autem do pewnej wysokości – tak by później pokonać resztę trasy na autonogach. Ot! Genialni podróżnicy.
Myślimy sobie… Co prawda nikt nigdzie nie wspominał o tej drodze i ewentualnym wjeździe… Ale potrzeba matką wynalazku – będziemy PIERWSI
Wyobraźcie sobie Drodzy Czytelnicy, Drogie Czytelniczki – nasze miny, w momencie, gdy auto zaczyna odmawiać posłuszeństwa i niemal stacza się w dół z coraz to bardziej nachylonego szutru. NO JAK TO SIĘ NIE DA? Po trzech próbach jednak odpuszczamy. Może kiedyś wstawię tu filmiki z genialnego „podejścia” na szczyt
W każdym razie smutno byłoby nie wykorzystać tak pięknej pogody i nie wspiąć się chociaż do
jaskini z pozostałościami po klasztorze augustiańskim z XV w. Drogowskaz wskazuje, że przed nami niecały kilometr.
Według informacji, które znalazłam trasa należy do tych z kategorii „spacerowych” – lekkich, łatwych i przyjemnych.
TO DLACZEGO NASZA JEST DZIWNIE WĄSKA, Z OSYPUJĄCYMI SIĘ SKAŁKAMI? Ot genialni podróżnicy. Chyba… (na pewno!) znowu wybraliśmy niewłaściwą trasę. Niemniej jest ciekawie. Ja w zwiewnej żółtej sukieneczce – tej z rodzaju „ledwo zakrywającej pośladki” i działającej niczym afrodyzjak na latające dookoła owady oraz białych trampeczkach. Idealny górski outfit
Tak więc zasapani, spoceni docieramy wreszcie (po ok. 40 minutach) do jaskini.
Niesamowicie tu. Wszechobecna aura tajemniczości. Jakiś taki dziwny spokój, cisza, chłód.
Moją uwagę przykuwa ogromna ilość ptasich piór obecnych dosłownie wszędzie. Szczątki kości. Zapewne pomieszkują tu drapieżniki.
Miejsce idealne na medytację. Kontemplację.
Nagle łuuup!!! Hałas. Stoi przede mną mój przerażony, blady M.
O mamuńciu!!! WIDZIAŁEŚ JAKIEGOŚ DRAPIEŻNIKA?!?! Wiedziałam!!! Idźmy stąd!!! „Myszkoooo… Matka Boska wyszła z krzaków.” CO?!?!
O mamuńciu. Przegrzał się? A może, jakaś skałka spadła mu na głowę. Cholerka. Z drugiej strony miejsce… No wiadomo jakie.
„Co mówiłeś?!”
I tu zaczyna się opowieść o tym, jak to wchodził na górę po schodkach i w pewnym momencie zobaczył cień. Cień, jak cień. Ale POSTAĆ! Jak się za chwilę okazało był to po prostu ten oto posąg:
Ale gra światła, cieni, tamtejszy chłód, aura tajemniczości zrobiły swoje
Słońce przygrzewa coraz mocniej. Wracamy „niewłaściwym szlakiem” z zamiarem skorzystania z przecudnej pogody i wystawienia swych bladych (no może już nie aż tak bladych) ciał na mały smażing.
Kiedy wystarczająco nasycamy się jadrańskimi falami, postanawiamy udać się do
Humaca.
Jest to osada rybacka z XVII w. – etnograficzny pomnik kultury. Dojeżdżamy tu wieczorem. Nie ma już wielu zwiedzających, lecz nie możemy już liczyć na atrakcje w stylu: osiołek
Humac nie był zamieszkiwany na stałe. Jego kamienne domy wykorzystywano sezonowo – np. podczas prac rolnych, zbiorów oliwek. Część domów jest dobrze zachowanych, pozostałe to ruiny.
Na pewno warto się to wybrać – choć nie ma tu takiego klimatu jak np. w Velo Grablje. Ale i moim zdaniem nie można tych miejsc kompletnie porównywać.
Wracamy, gdy robi się już ciemno. Po drodze udaje mi się uchwycić magiczne kadry:
Mamy duże szczęście. Gdy lądujemy na własnym tarasie, naszym oczom ukazuje się to:
Znowu...