I po raz kolejny przekonuje się, że jednak marzenia się spełniają i warto je mieć i żyć nadzieją że sie kidyś ziszczą. Ładnych parę lat temu po cichu zaczełam marzyć o tym aby pojechać kiedyś na Dominikanę. Wtedy jeszcze nie wiedziałam że może to się spełnić, bo taki wyjazd nie był w zasięgu naszych finansowych możliwości.
W tym roku w Wigilię zawitał do nas pod choinkę bardzo hojny Mikołaj pod postacią mojego męża i spełnił to marzenie To taki dla mnie gwiazdkowy prezent a dla niego prezent na okrągłe urodziny. Strasznie się ucieszyłam że zamiast wielkiej urodzinowej fety tak jak ja dwa lata temu wybrałam pobyt w Paryżu też na okrągłe urodzinki wolał przeznaczyć pieniążki na wyjazd.
Od świąt nic innego nie robię tylko żyję wyjazdem. Niesamowicie się cieszę jednak troszkę smutku gdzieś tam w środku mam i jakieś refleksje mnie nachodzą po tych wydarzeniach na Haiti. Z jednej strony smutne to jest że dla jednych los jest czasami bardziej łaskawy a dla innych tak bardzo okrutny.
Jedna wyspa, dwa kraje i tak odmienne w tej chwili ich życie. Przewertowałam internet w poszukiwaniu informacji na temat sytuacji na Dominikanie i tam życie toczy się swoim zwykłym karaibskim trybem. Więc mam nadzieję, że mimo tych wszystkich smutnych spraw wyjazd będzie udany.
Dzisiaj będziemy upychać walizki i w niedzielę nad ranem lecimy do Londynu skąd w poniedziałek przed południem mamy lot na Dominikanę do Puerto Plata a stamtąd jedziemy do miejscowości Sosua.
Rano o 4.30 odwoziłam męża na lotnisko bo leciał jeszcze dzisiaj do Dortmundu i temperatura na dworze mnie powaliła -18 brrrr aż mi się nie chce wierzyć że za dwa dni będziemy się wygrzewać przy +30.
To będzie nasz pierwszy wyjazd w takim typowym zimowym okresie do ciepłych krajów więc szok na pewno będzie duży
Jeśli pozwolicie to po powrocie wrzucę parę fotek z tego podobno rajskiego kraju.