Środa 27.01.2010
Mimo tych "przerażających" informacji o komunikacji dominikańskiej decydujemy się po śniadaniu na wyporzyczenie skutera. Zaledwie kilka kroków od hotelu mamy jedną z licznych w mieście wyporzyczalni. Potrzebny był tylko paszport, nazwa hotelu, nr pokoju i 25usd za dzień i na dwa dni stajemy się "właścicielami" skutera.
Wyporzyczalnia
Wybór padł na ten skuterek
Przed droga trzeba zatankować, bo dostaje się pojazd z pustym bakiem
ceny paliw w peso. 1usd = 35 peso
kask obwiązkowy, ale tylko poza miastem i co "dziwne" tylko turystów z niego "rozliczają"
miejscowi bezkarnie jeżdża bez.
Zaopatrzeni w mapę drogową zakupioną w Polsce ruszyliśmy na wschód wzdłurz wybrzeża. Nie mieliśmy dokładnie sprecyzowanych planów. Stwierdzilismy że jedziemy przed siebie i tam gdzie nam się spodoba to będziemy się zatrzymywać.
Okazuje się że nie taki diabeł straszny jak go malują i całkiem sprawnie poruszalismy sie po drogach. Radek jest doświadczonym kierowcą, a i jazdę na skuterze też ma dobrze opanowaną, więc ja bez obaw siedziałam sobie z tyłu przyklejona do jego pleców. Fakt, że doświadczyliśmy już kiedyś jazdę motorem w Turcji, a tam ruch na ulicach jest podobny.
Trzeba co prawda mieć oczy dookoła głowy i cały czas być czujnym, ale przysparza to miłej adrenalinki. Tego dnia było pięknie, słonko świeciło, było gorąco, ale nas smagał ciepły wiaterek i jechało się cudnie.
10km od Sosua znajduje się miasteczko Cabarete.
Cabarete -Niespełna dwadzieścia lat temu było niewielką wioską nad brzegiem Morza Karaibskiego. tworzy 6 kilometrowy pas północnego wybrzeża Dominikany. Znajdują się tu szerokie plaże z przyległymi hotelami i barami (pod palmami). To jedno z 10 najlepszych miejsc windsurfingowych i kitesurfingowych na świecie. W miasteczku panuje miła atmosfera, jest tu sporo barów, restauracji, sklepów i biur podróży oferujących wycieczki po całej Dominikanie.
Wieją tu pasaty północno wschodni, który około południa dochodzi do 30 - 40 km/h, to sprawia że nie można się dziwić że przyciągają w czerwcu najlepszych zawodników z całego świata na doroczny Tydzień Regat w Cabarete.
Miasto organizowało również kilkakrotnie zawody o Puchar Świata Professional Windsurfing Association, rozgrywane także w czerwcu - to najlepsza pora roku, ze względu na doskonałe warunki dla surferów i żeglarzy. Począwszy od 2000 roku regularnie odbywają się tutaj Kiteboarding World Cup.
Na zachód od miejsca okupowanego przez miłośników windsurfingu, przy plaży przemianowanej na Kite Beach powstała enklawa zwolenników kitesurfingu. Przez 500 m powierzchnia wody jest niezmącona, a potem pojawia się rafa z falami.
Na obrzeżach Cabarete ciągnie się El Encuentro - plaża z przewidywalnymi, idealnymi falami do surfowania. Bez problemu można zapisać się na kurs i wynając sprzęt w wielu miejscach o dobrej reputacji.
Turyści mogą wypocząć w ośrodkach, które oferują w sumie ponad 4 tysiące miejsc noclegowych. To ponad dwukrotnie więcej niż liczba mieszkańców, którzy zamieszkują Cabarete. Nic zatem dziwnego, że miasteczko przeżywa prawdziwe oblężenie przez okrągły rok.
Zaparkowaliśmy skuter przy głównej drodze i udaliśmy się na plażę.
Spędziliśmy tam około 1h wygrzewając się na leżakach popijając
pinakoladę i piwko
takie świeże rybki dostarczają do barów
i takie "cudeńka" można sobie wybrać i skonsumować brrrr
Po plaży chodzi mnóstwo sprzedawców oferujących różne produkty. Męszczyźni z koszami owoców morza, czy słodkimi specjałami jakimi są niesamowicie słodkie ciasteczka z różnych orzeszków zalane chyba miodem.
Kobiety noszące na głowach pełne kosze owoców, skrzyneczki pełne róznych ozdób, koralików łańcuszków, branzoletek itp. albo kobiety oferujące zrobienie warkoczyków. Podchodzą także osoby z biur podróży reklamując i namawiając na swoje usługi.
Na takiej plaży raczej nie można liczyć na zupełny spokój. Jednak nie są oni tak nachalni jak sprzedawcy w Egipcie czy Turcji. Jesli grzecznie z uśmiechem się odmówi to odchodzą nie obrażając się i na porzegnanie wesoło machając.
Leniuchując ustalamy, że jedziemy dalej aby dotrzeć do znanej i polecanej przez przewodniki, miejscowych i biura podróży plaży Playa Grande. Znajduje się ona jakieś 14 kilometrów na wschód od miasteczka Rio San Juan.
Droga prowadzi nas cały czas wzdłuż wybrzeża. Jadąc podziwiamy piękny krajobraz i mijające wioski.
Gdzieś tak w połowie drogi zatrzymujemy się na parkingu, który jest świetnym punktem widokowym.
Kiedy ruszyliśmy dalej po przejechaniu jeszcze kawałek okazało się że do tej pory nawierzchnia była super, teraz dopiero przekonaliśmy się na własne oczy i własnej skórze jakie są naprawdę drogi na Dominikanie.
Do Playa Grande jechaliśmy w iście slalomowym stylu.Niestety nie zawsze udawało się ominąc dziury i już wiedziałam, że mój biedny kręgosłup wieczorem na pewno mi się odwdzięczy za te atrakcje
W koncu zgodnie ze znakiem zjeżdżamy z głównej drogi i wjeżdżamy do palmowego lasku przy plaży. Naszym oczom ukazuje się wstęga wspaniałej szerokiej prawie pustej plaży.
Jest to jedna z najbardziej spektakularnych plaż północnego wybrzeża. Jest też bardzo popularna wśród Dominikańczyków, którzy w wolne dni zjeżdżają na nią całymi rodzinami.
Posiada małą bazę gastronomiczną. Kilka barów w których mozna coś zjeść i się napić. Można tu wyporzyczyć deski do pływania po falach na brzuchu. Fale sprzyjają tej zabawie choc trzeba pamietać, że występują tu silne prądy i mogą byc czasami niebezpieczne.
Jest slicznie. Szybko zapominam o męczącej drodze i rozkładamy się ustalając że zostajemy tu do końca.
w oddali na górze - pola golfowe
zabawa była przednia
inni też się dobrze bawili
Batman?
Ledwo rozłożyliśmy ręczniki a juz pojawił się pracownik z baru pytając czy nie chcemy czegoś zamówić do picia i jedzenia. Na razie prosimy tylko o piwko i umawiamy się że obiad zjemy za godzinkę.
Ku naszemu zdziwieniu po 10min przynoszą nam na środek plaży stolik, krzesełka i zamówione piwo. Żyć nie umierać poprostu full serwis.Jak nie wiele widać człowiekowi do szczęścia potrzebne żeby poczuł się luksusowo
Oczywiscie nie zapomniał o nas i po godzince zjawił się z kartą menu i talerzem świeżych owoców morza namawiając nas na ich zamówienie. Patrząc na to co się znajduje na talerzu minę miałam niestety niezbyt zachwyconą nawet wręcz przerażoną.
Jakoś nie przepadamy za takimi "wynalazkami". Proponuje mu że moge tylko strzelić fotkę temu czemuś, ale na pewno jeść to tego nie będę
W końcu decydujemy się na bardziej "ludzkie" dla nas jedzenie i zamawiamy kurczaka.
Szybko minął nam czas na opalaniu się i kąpaniu i około 17.00 musieliśmy zbierać się w drogę powrotną, bo czekało nas przejechanie ponad 60km do naszego hotelu.
Po drodze zjechalismy z głównej drogi w miasteczku Rio San Juan objechaliśmy kika uliczek znajdując przystań z której odbywają się rejsy po lagunie Gri-Gri, ale taką wycieczke trzeba by było przyjechać z samego rana.
Gri-Gri to porośnięta namarzynami laguna, gdzie roi sie od ciekawych gatunków ptaków.
Zatrzymaliśmy sie jeszcze raz tylko w Cabarete aby popatrzeć na śmigających po falach kaitowców. Zadowoleni z udanego dnia, trochę zmęczeni, jakby nie było to przejechaliśmy na skuterze prawie 150km i jak się później okazało spieczeni przez smagające nas powietrze wróciliśmy do hotelu na zamówioną w jednej z restauracji ala kartę kolację.