Kolejny dzień to już Borneo właściwe. Z samego rana zamawiamy Graba i obieramy kierunek na Bako Boat Jetty – po naszemu po prostu przystań, z której odpływają łódki do parku narodowego Bako. Trochę martwi nas to, że dość konkretnie leje i grzmi. Na szczęście jak dojechaliśmy do przystani ulewa ustała. Nadal było pochmurno ale już nie padało.
Na miejscu załatwiamy łódkę, która przewiezie nas do Bako National Park – opcje są dwie albo czekamy aż zbierze się 5-osobowa ekipa albo bierzemy łódkę tylko dla nas. Ponieważ była nas czwórka uznaliśmy, że dopłacimy trochę i popłyniemy „prywatnym” transportem.
Załatwiamy też formalności związane z wejściem do Parku Narodowego. Mieliśmy już zarezerwowany i opłacony nocleg, trzeba było tylko się zarejestrować i opłacić wejście do parku. Cała papierologia zajęła nam jakieś pół godziny. Na szczęście po budynku kręcił się uroczy kotek i dzieci miały co robić.
Wsiadamy na łódkę i płyniemy do Parku. Rejs trwa około 20 minut. Po drodze mijamy miejscowe domostwa:
Sieci rybackie:
Wreszcie dopływamy na miejsce. Jest przypływ ale łódź nie dobija na samą plażę – trochę trzeba przejść po wodzie.
Na plaży spotykamy pierwszego „Janusza”. Niestety nie zdążyłam cyknąć mu fotki – z dzieckiem na ręku trochę to trudne ;-) .
Meldujemy się w recepcji Parku, mimo wczesnej godziny możemy odebrać już klucze do naszego domku. Przebieramy się, jemy szybki lunch w parkowej restauracji i idziemy na pierwszą wycieczkę.
Trochę nam się szlaki pomyliły ale to nic – dzięki temu spotkaliśmy latającego lemura (który akurat spał):
Januszka pałaszującego obiad:
I przeszliśmy się trochę po dżungli.
Jak zorientowaliśmy się, że idziemy złym szlakiem trzeba było wrócić.
W końcu weszliśmy na właściwy szlak. Uwaga na krokodyle:
Szlak przez dżunglę jest dość wymagający – korzenie, butwiejące drabinki itp. Jednak nasze dzieci są zachwycone – im trudniej tym dla nich fajniej.
Po drodze spotykamy stado makaków:
W końcu wychodzimy na jakiś „szczyt” robi się płasko i mniej grząsko – córka pyta się rozczarowana – a kiedy znów będzie trudno ;-) .
Spotykamy różne kwiatki i inne bliżej nam nie znane formacje przyrodnicze:
Oraz gigantyczne mrówki:
W końcu dochodzimy do punktu widokowego:
Widoczek podziwiamy w towarzystwie takich krabów:
Rozważamy jeszcze zejście na plażę ale ostatecznie rezygnujemy – jest dość późno, dzieci co prawda wykazują odpowiedni zapas mocy ale to w każdym momencie może się zmienić.
Wracamy do ośrodka.
Wieczorem przed kolacją jeszcze spacer po plaży: