ODCINEK 5, cz. II (ost.)
środa, 4 VII
Zgodnie z obietnicą ciągnę dalej relację, choćby tylko dla siebie i Tomka... Wychodzimy z cienia galeryjki na palące słońce. Wciąż natykamy się na ciekawe kominy, a skręcając za węgłem, nigdy nie wiemy, dokąd doprowadzi nas chodnik czy schodki. Nieraz bywa tak, że trzeba się wycofywać z czyjegoś obejścia, bądź z zadrzewionej skarpy.
Spod kościoła parafialnego blisko jest do rozległego placu o nazwie Dolac, gdzie mieszczą się m.in. Konoba Fumari, urząd gminy Lastowo i gmach szkoły podstawowej. Do konoby zawitamy innym razem, natomiast warto poświęcić parę chwil dla zadumania się nad szkołą - jedyną placówką edukacyjną na całej wyspie. Budynek wydaje się być z zewnątrz olbrzymi, co przy niewielkiej liczbie mieszkańców Lastowa pozwala przypuszczać, że w miarę postępującego wyludniania się wyspy (a także zwiększania średniej wieku przeciętnego mieszkańca) wiatr coraz bardziej hula w korytarzach budy. A młodzież kontynuująca edukację, musi jej szukać gdzie indziej - być może są szkoły średnie na Korčuli, na pewno są takowe w Splicie. Często zastanawiałem się, czy dzieciaki raczej dojeżdżają codziennie (katamaranem o 4:30!), czy też korzystają z bursy...
- Konoba Fumari zajmuje centralną, zadrzewioną część nietypowego placu, przy którym mieszczą się także szkoła podstawowa i urząd gminy.
Spacerując po wyludnionych (zaczyna się pora sjesty) uliczkach Lastova, nie możemy - pomimo upału - nie zwrócić uwagi na to, jak zadbane jest to miasteczko (a przypominam, że oficjalnie jest to wieś bez praw miejskich) - choć czasem mijamy popadające w ruinę, od lat niezamieszkane budynki, to wszędzie jest czysto, sporo tu także roślinności. Być może wyjaśnieniem tego wszystkiego jest niewielka liczba turystów odwiedzających tę "wyspę na końcu świata"? Dodając do tego spadek populacji, może być tak, że przyroda powoli odbiera to, co swoje. Ze względu na podobne położenie Lastova, na myśl przychodzi Dol z Brača - może mniejszy, zdecydowanie nie miejski, ale chyba jednak gęściej zaludniony. A podobno i tak wszyscy lastowianie mieszkają na co dzień albo w Lastovie, albo w Ubli...
- Zauważamy, że nawet najmniejsze uliczki w Lastovie mają swoje nazwy.
- Trawniki umiejscowione są nietypowo - na ścianach ;-)
- Są i bakłażany!
Krążąc po schodkowych uliczkach, dochodzimy do Konoby Bačvara. Prowadzi do niej wiele znaków, zarówno z góry, jak i z dołu miasta. Wystawione na zewnątrz dwa małe stoliczki zachęcają nas do odwiedzenia knajpy przynajmniej z dwóch powodów: po pierwsze, skończyła się nam woda i z chęcią ugasilibyśmy pragnienie. Po drugie, marzymy o tym, żeby zanurzyć się w zacienione wnętrze dobrze izolowane kamiennymi ścianami od skwaru na zewnątrz. Nic z tego - jest to typowa, tradycyjna konoba - takie otwierają się jedynie na wieczór. Odchodzimy z kwitkiem, pamiętając jednak, że niedaleko - już na samym dole - jest jeszcze sklep spożywczy - tam kupimy coś do picia!
- Wszystkie drogi prowadzą do Bačvary?
- Jesteśmy tuż pod (nad?) najbardziej rozreklamowaną konobą Lastova. To tam, gdzie te dwa stoliki.
- Czynne tylko wieczorem :)
Po drodze zauważamy znajomy szyld - ach, to jest taki sam sklepik, jak ten na górze, z rybkami, kaparami i innymi domowymi produktami. Wchodzę, żeby sprawdzić, czy asortyment czymś się różni, ale nie - jest to samo. Biorę po paczce suszonych plastrów cytryn i pomarańczy na przekąskę. Nie rozwiązuje to jednak problemu pragnienia. Kilka kroków dalej, szarpiemy za klamkę sklepu. Zamknięte? Kurde, no tak, już sjesta! Gdzie najbliższy sklep? Na górze?! Żeby to szlag...!
- W dolnej części miasta mieści się drugi sklep "Przyjaciół Lastowa" z domowymi wyrobami, ewidentnie robionymi pod turystów.
- A za tymi drzewami chowa się wiecznie zamknięty sklep marki Plus.
Po zaledwie kilku minutach - tyle zajmuje wejście z dołu na górę (czasu mało, ale ile trzeba wylać potu!) - raczymy się już zimnymi lodami na Pjevorze. Dobre lody, solidne porcje. Do tego woda i piwo dla styranych wędrowców. Ponieważ wszyscy (zwłaszcza dzieciaki) mają dość upału, pakujemy dzieciarnię do aut i jedziemy do naszej kwatery w Skrivenej Luce. Tam, na nabrzeżu, jest dość cienia dla rodziców i dość wody dla dzieci
Głodni, kierujemy się do Konoby Porto Rosso. Konoba usytuowana jest na tarasach - wchodząc od ulicy (czyli jak szczury lądowe), jest się mniejszością - poza obsługą, większość klientów konoby przybywa drogą wodną. W najwyższej części znajdują się drinkbar i małe stoliki dla celów konsumpcji wyłącznie płynów. Niżej są dwa rozległe poziomy z większymi stolikami dla tych, co zakąszają
Jeszcze niżej, nad samą wodą, postawione są (drewniane!) leżaki ze stolikami na drinki, a pod nogami drobny żwirek i łatwe wejście do Jadrana. To najdogodniejsza, jeśli chodzi o dostęp plaża w SL.
- Czekamy na posiłek w Porto Rosso.
Nie mamy rezerwacji, ale o tej porze (a może nie tylko o tej? knajpa jest naprawdę duża i nigdy nie zbliżyła się nawet do 50% obłożenia) bez problemu dostajemy miejsca przy dużym stole. Jemy i pijemy dobrze – sałata od hobotnicy, pršut i sir, ryba (škarpina), lingje na żaru, crni risot, crveni risot/spageti, etc.). Wszystko dobrze, a dzieci jak zwykle nie dają rady zjeść całych porcji w ten upał - nie dziwię im się, zapijają byle czym, a nie winem
Załączam obiecane na początku relacji zdjęcia karty dań - jak widać, tanio nie jest, ale - szczerze mówiąc - do takich cen przywykliśmy, bywając choćby na Visie, a i w innych miejscach (Pelješac, Brač, Korčula) szukając wyszynku raczej w tych bardziej klimatycznych gospodach - często posiadających kilka stolików i niewielką klientelę. Na pewno jednak - o ile ktoś nie zamawia ryb, steków, ani krewetek, można w Porto Rosso niedrogo zjeść. Pełne menu tawerny dostępne jest
tu. Zaglądając doń, zwróćcie uwagę na "
slanutak" - chodzi o ciecierzycę, a więc coś, co dotąd nie kojarzyło nam się z Chorwacją, a szczególnie z Dalmacją - nie przypominam sobie tej nazwy z żadnej karty dań. A na Lastowie
slanutak serwowali w prawie każdej konobie
- menu rybne...
- ...i mięsne
Podane na koniec schłodzone i wyjątkowo wytrawne (dobre...!) rakije od rogača muszę wypić sam - Ania nie pije mocnych alkoholi, a nasi goście w ogóle nie przyjmują procentów. Daję radę trzem, po czym wyprowadza mnie Najlepsza Z Żon. Jeszcze chwila kąpieli u nas i żegnamy miłych gości z obietnicą rewizyty na Korčuli już niebawem...