Katerina napisał(a):Bilety na prom..chyba od niedawna można kupić z wyprzedzeniem? Dwa lata temu nie było to możliwe... W tym roku kupiliśmy dzień wcześniej na obu wyspach, ale zawsze było ostrzeżenie od kasy - "Bilet nie zapewnia rezerwacji" .
Hmm, nie pamiętam, od kiedy można kupować z wyprzedzeniem, ale na pewno w tym roku wiedzieliśmy o tym, że można. Po prostu nie udało mi się w ostatnich dniach być w godzinach otwarcia kasy (czyli wtedy, kiedy przypływa/odpływa prom lub katamaran) w Ubli. Miałem przyszykowaną gotówkę na zakup biletów i woziłem ją ze sobą, co mnie uratowało w tamten poniedziałkowy poranek (noc?) - kolejka do kasy była taka około 20-osobowa (w końcu to poniedziałek - ludzie komutują do pracy). Stanowisko jedno, brak możliwości zapłaty kartą, obok bankomat, ale nieczynny (ten jeden raz akurat - zawsze czynny był, ten drugi zresztą też). Nie wiem, co by było, gdybym nie miał tej gotówy...
Kiedy płaciłem za bilety, wszyscy, którzy mieli już wjechać na pokład, wjechali. Nasz samochód był ostatni (inni nas wyminęli i wjechali na prom) i w pewnym momencie - kiedy byłem już przy "okienku", obsługa promu zaczęła zamykać właz. Ania im wtedy zamrugała światłami, żeby tego nie robili (było jeszcze jakieś 5 minut zapasu). Punkt zakupu biletów jest lekko oddalony od miejsca, gdzie wjeżdża się na prom i dodatkowo zasłania roślinność, więc ja niewiele widziałem. Tak więc, na koniec relaksującego pobytu mieliśmy sporo stresu, i to jeszcze o tej bezbożnej godzinie. Ale biorąc pod uwagę, że prom płynie 4,5 h, to zrozumiałe, że odpływa tak wcześnie - żeby ludzie zdążyli do pracy (mniej więcej). Katamaran, który odpływa mniej więcej o tej samej godzinie, dowozi pasażerów oczywiście szybciej (w sezonie: dzieci do szkół na Korčuli i w Splicie).
Hercklekot napisał(a):Mój rytuał po powrocie - gotuję bigos, dużo bigosu...
Ja nie mam siły ni czasu - zwykle wracamy we wtorek i w środę do pracy, po robocie aprowizacja, oddech dopiero łapiemy w łikent.
Katerina napisał(a):Napisałam wczoraj w innej relacji - rzucam się na żurek, albo barszcz zaraz po wjechaniu do kraju naszego
Ten szynk w Siewierzu pierogami stoi, wiele poza nimi w karcie nie ma. Ale, z tego co pamiętam, jakąś zupę (być może był to nawet żurek) też zaliczyłem
Katerina napisał(a):Mój rytuał...to zakupienie grzybów na trasie (przez całą Polskę
) Wracamy pod koniec września i nie mogę się oprzeć grzybiarzom przy drodze
Potem jest, oczywiście chaos, bo rozpakowywanie , pranie, oczyszczanie i suszenie tych grzybów
To w końcu wiem, kto te przydrożne grzyby kupuje...
Nie rozumiem tego procederu
, wyjaśnisz mi, dlaczego nie wolisz zebrać ich sama? Chyba mieszkasz w grzybnych okolicach, czy się mylę? Moja rodzina od strony Mamy mieszka w regionie Polski, w którym grzybów nie uświadczysz (lasów praktycznie tam nie ma, w każdym razie nie grzybnych), stąd wiem, że oni się na grzybach nie znają i pewnie kupują, kiedy potrzebują. Ja akurat - dzięki Tacie - jestem zapalonym grzybiarzem i staram się spędzić przynajmniej kilka dni w roku na grzybobraniach. To i tak mało, ale "swoje" lasy mam 2h godziny jazdy samochodem od domu. No, dobra, musiałem to powiedzieć. Grzybów nie kupujemy, zwłaszcza przy drodze (jak i owoców)!
Katerina napisał(a):przekroczenie (przejechanie) granicy nie kojarzy mi się obecnie z komfortem
Dlaczegóż
piotrf napisał(a):jeszcze kilka miejsc takich "do oderwania się" chyba zostało , więc niezależnie od wybranego kierunku coś ciekawego sobie znajdziecie na następny raz .
Kilka takich miejsc jest, ale...zawsze jest jakieś "ale"; a to nie wyspa, a to nie w Dalmacji, a to za blisko lądu (jeszcze nie daj boże połączona z nim mostem!), a to brak miasteczka, a to za małe, itp. A powtarzać się nie lubimy - mnie Vis trochę już po trzecim razie się opatrzył
Ja się z Palagružy wyleczyłem. Bez przesady
Ale z wakacji na Lastowie jestem bardzo zadowolony. I wcale nie jest to miejsce tylko na tygodniowy urlop!
maslinka napisał(a):No no, ciekawe, którą wyspę wybierzecie w przyszłym roku
I czy chorwacką?
Dugi Otok powinien się Wam spodobać, chociaż raczej namawiałabym Was na Hvar. No bo jak to, na Hvarze nie być
Wy - pogromcy dalmatyńskich
otoków
Hercklekot napisał(a):Coś czuję, że uderzycie jednak na ten Hvar, w końcu jak to tak bez Hvaru, korona dalmatyńskich otoków byłaby niepełna.
piotrf napisał(a):W Cro stawiałbym na Hvar
Katerina napisał(a):Chyba Bartek jednak się złamie.. i pojedzie na ten Hvar
Ja też dołączam do rekomendujących
Dugi Otok, moim zdaniem, jeszcze przez jakiś czas pozostanie taki, jakim jest, a Hvar szybko się zmienia...
m@rek napisał(a):"do zobaczenia" w ID
Niektórzy już wiedzieli, inni podejrzewali... Tak, złamaliśmy się i w 2019 urlopować będziemy - w podobnych terminach co na Lastowie - na Hvarze, który do tej pory postrzegam jako najpopularniejszą, najbardziej obleganą przez turystów wyspę Dalmacji. Z zainteresowaniem czytałem jedną czy drugą relację, ale jakoś nie czułem tego klimatu, żeby tam pojechać samemu. Bo za głośno, za gęsto, zbyt komercyjnie, za dużo hałaśliwych rodaków (
forumowicze niech tego do siebie nie biorą, a już na pewno czytający tę relację - nie sądzę, żeby ktoś zainteresowany Lastowem robił porutę na Hvarze )... Poza tym, z roku na rok robimy się coraz bardziej wybredni i nie chcemy już mieszkać nie tylko na kupie, ale w ogóle w domu, który mielibyśmy choćby z jedną rodziną dzielić - tak się ułożyły nasze ostatnie 3 crowakacje, że mieliśmy cały dom dla siebie i jakoś przywykliśmy do tego komfortu (a odwykliśmy od burzących spokój "odgłosów sąsiedzkich" w godzinach 22-10).
Poza tym, dokąd na Hvar? Tu jest tego (kwater, miejsc/-owości) od groma i trochę! Bardzo się miotaliśmy pomiędzy wyborem miasta a zadupia na kwaterę. Oglądaliśmy kilka domów w zatoczkach na północnym wybrzeżu, ale z drugiej strony spoglądaliśmy też w kierunku miast, szczególnie Vrboski i Starigradu (tam znaleźliśmy zjawiskowe lokum, ale bez balkonu/tarasu, więc odpadło). Baliśmy się, że do "naszej" zatoczki codziennie zjeżdżać będą tabuny ludzi z miasteczek, a z kolei w miejskiej lokalizacji przeszkadzał nam brak grilla (tam gdzie był grill, było też więcej apartmanów na kupie). I tak wkoło Macieju... W końcu padło na Ivan Dolac, gdzie zabukowaliśmy sobie starą kućę - bez wielkich wygód i umeblowaną pod mieszkanie dla siebie, a nie dla turystów, czyli tak jak lubimy. Mimo wszystko, przynajmniej ja jestem sceptycznie nastawiony do przyszłorocznego urlopu - nie robię pod siebie z ekscytacji, Hvar nie wywołuje we mnie efektu "wow". Może to i dobrze, wolę się pozytywnie rozczarować...
Jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim za odwiedziny, lekturę i współprzeżywanie. Do następnej relacji