napisał(a) stachan » 17.08.2023 04:01
Marku, a czego może nauczyć się kursant w ciągu 30 godzin praktycznej nauki?
Dla osoby, która połknęła bakcyla i czuje jazdę samochodem, a od dziecka ćwiczyła gdzieś na polnej drodze u ojca na kolanach lub z siedzącym obok, to może być wystarczające, aliści takie osoby są wyjątkami, bo większość tej zbieraniny, którą obserwujemy na drogach, to zwykli ludzie z przypadku - potrzebują papierka do CV lub mamusia dała pieniądze na osiemnastkę, to poszli na kurs, bo nie wypada nie mieć... Potem widać jak po dwudziestu godzinach spędzonych na placu manewrowym taka niemota wyjeżdża na miasto i nie potrafi ruszyć sprzed świateł...
To nie jest kurs nauki jazdy, tylko kurs przygotowujący do egzaminu. I w mojej ocenie z nauką jazdy nie ma nic wspólnego.
O samym egzaminie aż mi się nie chce pisać... Stałe trasy, "elki" kręcące się w okolicach WORD-ów, przyzwyczajenia poszczególnych egzaminatorów, które lepiej znają instruktorzy niż oni sami - to wszystko powoduje, że tzw. egzamin jest ułudą!
Kolejną istotną sprawą jest fakt, że większość z tych kursantów w ogóle nie powinna usiąść za kółkiem i to nie dlatego, że się na kierowcę po prostu nie nadaje, a dlatego, że jest psychicznie chora, gdyż tzw. badanie psychologiczne jest fikcją. Według mnie przy ubieganiu się o prawo jazdy konieczne powinno być zarówno gruntowne - kilkuetapowe badania psychologiczne jak i konsultacja psychiatryczna. Jako konieczną widzę również kwestię odpowiedzialności wykonujących takie badania - przynajmniej badanie kompetencji zawodowych w sytuacji, gdy psycholog lub psychiatra dopuści
idiotę drogowego do kursu i egzaminu.
Gdyby prawo jazdy było dobrem luksusowym dla elit, to pewnie mielibyśmy mniej zdarzeń i wypadków drogowych oraz agresji, która wylewa się na polskich drogach, bo osobnik za kółkiem jest sfrustrowany brakiem sukcesów życiowych, niepowodzeniami w domu czy niesatysfakcjonującą pracą.