Włosy miały autentyczne, noszą je w takich dziwnych turbanach- zawijkach?
W takim razie wioska Long Ji od strony kulinarnej.
Najpierw fotka z widokiem naszego hotelu, odlotowy...
Na kolacje chodziliśmy do restauracyjki nieopodal, bo kuchnia była tam dobra, a kucharzem sympatyczny Chińczyk dobrze mówiący po angielsku. Na propozycje z mojej strony, odnośnie wspólnego pichcenia nie wyraził zgody. Zakaz wchodzenia do kuchni...
Ale już na moja prośbę, aby sam wziął aparat i zrobił kilka fotek, w kuchni, temu co sam robi- wyraził zgodę.
I tu pozwolicie moja oględna interpretacja zdjęć. To robiony na woku, smażony rodzaj pasztecika, z nadzieniem z kaczki i warzywami, głównie wodna kapusta i czymś podobnym, w rodzaju naszego szpinaku...
I efekt końcowy, tak wylądował u nas na stole. Bardzo dobry...
Wieprzowina drobno cięta z przyprawami i jarzynami, kapustą, marchewką, smażona na woku.
I efekt końcowy na talerzu.
Drobne fragmenty filetu z kurczaka, w panierce, obsmażane na głębokim tłuszczu...
Kolejne danie regionalne, z regionalnych produktów. Drobne kawałku kurczaka z różnymi jarzynami i orzechami, głównie ziemnymi z woka...
Jarzyny wodne, szybko blanszowane na woku, od razu podane...
Kolejne danie, kawałki cukinii, papryki i boczku, zapiekane w naczyniu. Popatrzcie na kuchenkę. Nie dziwi, że facet nie wpuścił mnie do środka. Ciekawe, co o kuchni powiedziała by Magda Gessler?? Myślę, że garnek wylądował by na głowie Chińczyka. A tu nic, nic, spokojnie. I jakoś całość jedzenia w Chinach przeżyliśmy.
I na koniec mieszanina warzyw, tą akurat lubię, pat-tay, dymka, wodna kapusta, może jakieś inne zielone badziewie. Ale było smaczne. Trzeba przyznać, że wszystkie dania proste, szybko robione na woku, baza to rodzime składniki. Wiadomo, to teren górzysty, komunikacja marna, transport głównie na plecach. Trzeba to uszanować i cieszyć się z tego, że głodni nie chodziliśmy...
To nasz chiński kucharz. Na koniec przyszedł porozmawiać i zapytać, czy smakowało. Tak na prawdę to był właścicielem tej knajpy plus kilka pokoi na górze w pensjonacie. Bardzo sympatyczny. Też zrobił sobie z nami zdjęcia. Myślę, że potem fotka wyląduje na ścianie...
Smacznych wrażeń. Pozdrawiam, Grzegorz.