No i witam - rozpoczynam swoją relację; zacznę od tego, że jestem "pierwiosnkiem" w relacjach i opisach więc przepraszam za błędy i za pisanie które, na pewno, nie spodobają się moderatorom - bowiem mam skłonności do pisania tekstem ciągłym. Spróbuję się hamować. Druga sprawa to cecha mojego charakteru że ja jestem dość obiektywny: a zatem i chwalę i ganię w jednym zdaniu. Więc osobom pytającym czy chwalisz czy ganisz bo nie rozumiem: odpowiadam - dziękujemy !
Piszę tak jak uważam, co mi się podoba chwalę a co nie uważam za dobre to ganię. Jak się zaraz okaże Istria ma też wiele minusów - ale takich malutkich, że nazwałbym je minusikusikami
A więc jak nie wiadomo jak zacząć to zaczynamy od początku: Uczestnicy wyprawy
1) Ja
2) Moja żona - (nie nie Zofia) Anna
3) Córka, panna dziedziczka 3,5 miesięczna Maja
z drugiej strony
1) Arkadiusz - Super Tata
2) Kasia - żona jego
3) 3,5 roczna Marysia
I już w takim składzie 26 sierpnia o 20.00 rozpoczęliśmy naszą wyprawę na Istrię. Założenia były dosyć mało radykalne: jedziemy z dziećmi a zatem jedziemy powoli i nie zżymamy się na potrzeby dzieci, ich marudzenie, czy w przypadku małej Mai - potrzeby biologiczne. Szybko okazało się że wbrew pozorom nasze śliczne księżniczki się pospały i jedziemy w miarę płynnie i z bezpieczną autostradową prędkością ("133 km/h na tempomacie do przodu" - to zresztą stało się naszym powiedzeniem, że ilekroć łapaliśmy drogi bez utrudnień, to hasło "133 na tempo" i jedziemy). Tym razem nie Zwardoniem z Częstochowy, a Cieszynem, Mosty u Jabłunkova (11 ka już poprawiona) dalej Cadca (zakup winiety) i Żilina i stamtąd autostradą bez żadnych granic aż do samego Kopru.
Tym sposobem kilka minut przed 7mą staliśmy na podjeździe hotelu Belvedere w Słoweńskiej Izoli (tego samego w którym byłem 2 lata temu, a który postanowiłem odwiedzić żeby zobaczyć piękny widok z restauracji hotelowej po wschodzie słońca), i kierowaliśmy się na rzekomo na mniej uczęszczane przejście w Portorożu - faktycznie o 7mej było tam przed nami 5-7 samochodów, kontrola była tylko "dokumentowa" czyli taka: - dzień dobry - paszport - proszę jechać"
Wpadamy na Istrię tu - wbrew temu co słyszałem w opisach nie ma już żadnej opłaty mostowej ani czegoś tam - tylko zryczałtowana opłata za przejazd od Umagu do Puli (mówię o węzłach) w postaci 37 Kn; tutaj mała uwaga - autostradowa część Istrii ni jak się ma do prawdziwej autostrady - niestety dotkliwie daje się we znak brak prawdziwych toalet i stacji benzynowych; co więcej jak skromny globtroter wyrażam swoją opinię, że zaszczepianie tutaj systemu bramkowego jest bzdurą; co sobotę w bramce kisi się tysiące wozów i ustawia się "pomagierów" obsługowych ( specjalne osoby do obsługi biletów i specjalne osoby do kierowania ruchem) i próbuje ratować sytuację. Zastanawiam się po co? Słowenia też wpadła na rewelę bramkową - potem ją zaorała i wprowadziła naklejkę od gumy TURBO
zastanawiam się po co na Istrii tworzyć jakiś system bramek, skoro to pare kilosów śmiesznej dróżki które od końca do końca kosztuje 37 Kn, toż to prościej wprowadzić Istarską Naklejnicę kleić i do przodu, bo przez ten chory system sobotami punkty poboru opłat korkują się i powodują jakiś niepotrzebny stres - zresztą tak samo korkują się granice: a korkowanie się granic powoduje już w ogóle totalną parodię - w tą sobotę jak wracałem o 10tej rano na rondzie przed rozdziałem Portoroż - Koper stała policja i co drugi samochód desygnowała na odpowiednie przejście, nie grało roli którym chciałeś wrócić. Połowa jechała do Portoroża, druga prosto do Kopru DK11, a na przejściu granicznym to chorwaccy pogranicznicy po prostu dawali wyraz temu jaką parodią są w dzisiejszym świecie nieschengenowskie granice: widząc rzekę oczekujących odprawiali w tempie odrzutowca, a rozśmieszyła mnie scena jak dwóch "ustaszy" opieprzyło Niemkę, która stanęła w poprzek przejścia i wyszła szukac toalety
kazali jej natychmiast wejść do samochodu, przejechać za przejście i tam szukać sobie na boku szczęścia, bo w sobotę wszystko na granicy toczy się zupełnie inaczej zgodnie z zasadą : NIE ZATRZYMYWAĆ SIĘ !
Tak czy inaczej o 8.30 staliśmy w Medulinie i w biurze turystycznym odbieraliśmy przekierowanie do naszego wynajmującego, który czekał na nas pod wieżą w Premanaturze i tutaj pierwszy duży plus (przynajmniej dla mnie): ponieważ język Goethego jest jedynym który komunikacyjnie nie sprawia mi problemów, więc szeroko używany język niemiecki na Istrii spowodował że czułem się niemal jak jak u siebie w domu a już w ogóle procedura rejestracji przebiegała nieomal z niemiecką dokładnością.
Odebraliśmy 100 m2 dom, który okazał się trochę inny niż w opisie
ale tak to zazwyczaj jest w tego typu opisach; postanowiliśmy się dostosować do drobnych niedogodności niż je rozpamiętywać. Klima była co prawda jedna na cały budynek, łazienki 3 a nie 4 i tylko jeden punkt gotowania, ale powiedzmy że tą drobną nieścisłość w ofercie przebolejemy.
Jest Sobota 12.00 rozpoczynamy pobyt !