NADSZEDŁ DZIEŃ SIÓDMY - OSTATNI
A więc dotarliśmy do ostatniego dnia urlopu - na wschodzie półwyspu już byliśmy - pora na zachód; pomysł: jedziemy odwiedzić plażę w Fażanie, potem do Kućej Prsuty po Prszuta w Vodnjanje i przy okazji zwiedzimy to miasteczko. Szybko dotarliśmy na plażę (pierwsza na wjeździe od Puli - ładny duży parking) i rozbiliśmy obozowisko - znów w lesie aby chronić maleństwo przed słońcem
Plaża w sumie dość nudna - ale przeznaczona dla dzieci w wieku szkolnym tak to nazwijmy, bo co rzadko się spotyka w Chorwacji - powoli dno schodzi w dół - a zatem wiele metrów w morze wciąż jest 1,3 metra; są toalety, prysznice i dość duży bar, w którym właśnie zaczęto opiekać prosiaka. Majunia w cieniu świetnie się bawiła, zwłaszcza w obecności Taty
Szybko pospieszyliśmy do wody
Marysia wesoło goniła chorwackiego kota
Nasze maleństwa wyraźnie się skumplowały
Jak tylko skończyliśmy plażować pojechaliśmy odwiedzić zakład wyrabiający Prsut w Vodnjanie. Swoją drogą to bardzo urokliwe i przepiękne miasteczko o włoskim rodowodzie jakich wiele na Istarskim Półwyspie
Tak oto pobyt dobiegał końca - następnego Dnia wyjechaliśmy o 9:00 rano żeby wracając Słowenią zboczyć troszkę z drogi i odwiedzić Słoweński Bled i Bohinj. No cóż pierwsze co rzuciło się w Słowenii to sporo niższe ceny ! Woda Jamnica w 1,5 l PET
w Plodinie w Chorwacji kosztowała 5,8 Kn a więc jakieś 3,5 zł. podczas gdy w Bohinjskiem Mercatorze 0,5 E - a więc około 2,0 złotych ! Także wino w Chorwacji nie chciało kosztować mniej niż 29-38 Kn butelka (większość po 70 Kn do 110 Kn) podczas gdy w Słowenii 2-3 E do 6,9 E za droższe. A zatem Chorwacja, nawet marketowa, uważam że nie jest tania, a już zwłaszcza dla nas z tymi zarobkami po 500 Euro/miesiąc
Relację niech zatem skończą piękne widoki jeziora Bohinj w którym pływaliśmy wracając do domu.
Wracając oglądaliśmy - nie wiem czy nie piękniejsze widoki znad jeziora Bled. Najpierw widok na kościół na wyspie.
oraz piękny zamek na wzgórzu
udało się także dotrzeć na plażę na zachodnim brzegu jeziora
Wracaliśmy drogą przez Trżić do Klagenfurtu (inny sposób na Karavanken tunel) droga ta jest przejezdna tylko latem i robi duże wrażenie swymi serpentynami i nachyleniem terenu. Jest tam też po stronie austriackiej zaraz za przejściem park linowy rozwieszony nad rwącą rzeką Tscheppaschlucht - nigdy jeszcze tam nie byłem, ale ciągnie mnie wyprawa tam zwłaszcza wiosną przy wysokim stanie wód.
Zresztą podobna trasa jest w Słowenii niedaleko Bledu i nazywa się Vintgar Gorge
[2 powyższe zdjęcia dzięki uprzejmości Panoramio]
Wizytacja tych miejsc skończyła się postanowieniem, że po prostu na powrocie nie mamy czasu żeby to oglądać - i że należy koniecznie przyjechać extra w Alpy Julijskie żeby pooglądać góry i nacieszyć się tymi potokami.
Potem już tylko nastąpił tzw. "but do domu" - jako, że mieliśmy już kupione winiety, czas zajęło tylko jedno tankowanie i udało nam się z Klagenfurtu do Częstochowy przyjechać w 7h 15 min (niestety znacznie gorzej miała rodzina SUPER-TATY: super tata chciał się okazać super kierowcą i podjął wyzwanie dalszej jazdy bez odpoczynku do warmińskiego Olsztyna, toteż w domu był na śniadanie ) - co jest wynikiem nieomal rekordowym i to bez większego łamania przepisów (przekroczenia prędkości nie przekraczały 15 km/h wdłg licznika). Przywitała nas 14 st C noc - co było swoistym szokiem, ale i ulgą - wreszcie noc bez szumu klimatyzacji, a w przyjaznym chłodku. Czyżby "Wszędzie dobrze, ale....... ?"
Tak czy inaczej Istrię polecam każdemu ale przede wszystkim rodzinom z malutkim bobasem a) bo z Polski najszybszy dojazd (z dziećmi 12 a nie 18 godzin jak na Makarską) b) warunki termiczne są łagodzone przez wiatr i przez "północne położenie" - jak to ktoś tutaj napisał tu zawsze jest 6 st C mniej niż na Makarskiej w tym samym okresie czasu. Stąd wrzesień jest idealny dla bobasińskich - rodzice jeszcze się pokąpią bo woda gorąca, a maluszek nie umęczy się w upale.
DOBRODOSLI ISTRIA