napisał(a) turan » 09.04.2006 10:12
Witajcie,
Już po powrocie z ubiegłorocznych wakacji opisywałem na forum historię, która nam się przydarzył, ale przypomnę ją raz jeszcze.
To był mój piąty pobyt w Chorwacji, poprzednio zwykle mieliśmy wykupione ubezpieczenie. Tym razem z braku czasu i nawału pracy nie zdążyłem tego załatwić. W drugim dniu pobytu (kamp "Pod Maslinom" w Orasacu) podczas niedzielnej mszy w miejscowym kościele mój trzynastoletni syn zemdlał i upadając uderzył głową w posadzkę. Natychmiast połowa obecnych w kościele ludzi pospieszyła nam z pomocą. Pomogli mi wynieść syna na zewnątrz, ktoś przyniósł wodę, wielu zaoferowało podwiezienie do lekarza (nasz samochód został na kampie). W wyniku upadku syn miał głęboko rozcięty podbródek - konieczne było szycie i kontrola neurologiczna pod kątem ewentualnego urazu głowy. Jeden z miejscowych Chorwatów podwiózł nas do tutejszego lekarza, niestety był nieobecny. Należało udać się do szpitala w Dubrowniku. Pan który nas podwoził, zaproponował jazdę do szpitala. Zdecydowałem, że pojedziemy swoim samochodem i poprosiłem o podwiezienie na kamp. Kiedy dojeżdżaliśmy do kampu, Bożo (właściciel kampu) już wyjeżdżał po nas (był w kościele i widział całe zajście).
Skorzystałem z jego propozycji podwiezienia i po krótkiej jeździe w iście rajdowo-wyścigowym stylu byliśmy w szpitalu w Dubrowniku (dzielnica Lapad). Na miejscu zaopatrzono syna należycie, zeszyto ranę, prześwietlono głowę, przeprowadzono konsultację neurologiczną.
W międzyczasie poproszono nas jedynie o paszport, nie pytając o ubezpieczenie.
Lekarz zaproponował nam ewentualny jedno-dwu dniowy pobyt syna na oddziale w celu obserwacji, ale w końcu uzgodniliśmy, że wracamy na kamp i nazajutrz przyjedziemy do kontroli i zmiany opatrunku. W razie jakichkolwiek niepokojących objawów mieliśmy natychmiast przyjechać do szpitala lub wezwać pogotowie.
Następnego dnia przyjęto nas również bezproblemowo a nawet poza kolejnością. Kiedy po badaniu okazało się, że syn ma się dobrze, poinformowałem lekarza, że za kilka dni zamierzamy udać się na Hvar. Wypisał kartę informacyjną i polecił udać się do miejscowego szpitala w celu kontroli i usunięcia szwów. Po moim pytaniu odnośnie zapłaty za leczenie oświadczył, że wszystko jest OK i nie potrzebuję za nic płacić.
Na Hvarze w przyszpitalnym ambulatorium w miłej atmosferze przebadano jeszcze raz syna i usunięto szwy, również bezpłatnie.
Jeszcze raz dziękuję chorwackim lekarzom oraz Bożo i Mirko z kampu "Pod Masliną" w Orasacu za okazaną pomoc.
Bożo, Mirko i ich mama codziennie pytali o zdrowie "Malego" i czy czegoś nie potrzebujemy!
Mimo wszystko, następnym razem nie zapomnę o ubezpieczeniu. Wiedziałem o Polsko-Chorwackiej umowie o świadczeniu pomocy lekarskiej w nagłych przypadkach ale wkurzałem się na siebie i czułem dyskomfort, że nie mamy ubezpieczenia.
PozdraV,
turan