napisał(a) Koenig » 07.01.2019 14:00
W ubiegłym roku byłem zmuszony pierwszy raz skorzystać z pomocy. Córka nagle dostała wysokiej gorączki, oczywiście mieliśmy swoje leki, ale... temperatura nie spadała. Zapada decyzja - szukamy lekarza. Jak na złość nasza gospodyni gdzieś poszła, szukam więc na własną rękę w internecie. Jesteśmy w Draśnicach, najbliższy szpital w Makarskiej, na dodatek to sobota, godzina 21. Jedziemy, ja pełen obaw, nie wiem czego się spodziewać, po angielsku się dogaduję, ale nie wiem na ile będę potrafił się dogadać w takiej sprawie. Trafiliśmy na ostry dyżur, czeka kilka osób. Dosłownie po dwóch minutach jesteśmy przyjęci, pokazuję lekarce nasze leki, moje obawy co do dogadania się były jednak na wyrost. Dostaliśmy krótkie zalecenia i koniec. Przyzwyczajony do naszej służby zdrowia (gdzie biurokracja jest najważniejsza) dopytuję czy to na pewno wszystko... Żadnych dokumentów od nas nie chcieli. Być może sprawa nie była poważna i nikt nie chciał sobie tym zawracać głowy, ale i tak wrażenie zrobili na mnie bardzo dobre.
Nie mniej jednak życzę wszystkim, żeby nie musieli testować służby zdrowia.