napisał(a) Buber » 23.10.2011 13:53
Podróż mija przyjemnie i sprawnie.
Schody zaczynają się na Węgrzech:
A to celnik jest ciekawy ile tego wina kupiłem ...
A to wjeżdżam w Budapeszt w godzinach szczytu i wkurzam się chamstwem stołecznych Madziarów.
Są jednak dwa pozytywne akcenty ...
Pierwszy to posiłek w węgierskim Marche (jest w
MOLu przed Siofokiem).
Wybór większy i taniej niż u Chorwatów.
A drugi, banalny.
W Miszkolcu, po zjeździe z autostrady, na rondzie.
Tyle razy tędy jechałem, a dopiero teraz zauważyłem drogowskaz na
Sátoraljaújhely.
Pozdrawiam
Rafała K , ale też frajtra Kanię, oberleutnanta von Nogaya, Hucuła i " brata tego idioty dowódcy warty"
.
Taka mała rzecz, a cieszy nas kilkadziesiąt kilometrów
.