ruzica
słoma79
witam serdecznie
O zimowym wyjeździe myślałam od dawna. Właściwie była to kiedyś nasza, można by powiedzieć, tradycja. Zawsze w styczniu wylatywaliśmy gdzieś pod palmę, potem luty jest krótki, a w marcu to już wiosna...
Przez kilka lat zimowe wojaże jakoś nam się nie składały. A to nie było czasu. Innym razem nie było kasy. Potem robiliśmy remont.
I tak od kilku lat mam ochotę na zimową Teneryfę. Z Wyspami Kanaryjskimi jest tak, że każdej zimy bardzo chciałabym się tam wybrać. Potem nadchodzi wiosna i zdecydowanie bardziej ciągną mnie nasze europejskie kierunki.
W którymś momencie woła mnie Chorwacja, tego oczywiście nie trzeba tłumaczyć...
A w listopadzie znów myślę, że przecież obiecywaliśmy sobie tą Teneryfę.
Tym razem miało być inaczej. Od jesieni przeglądałam oferty. Mieliśmy kupić wyjazd do odpowiedniego -fajnego hotelu.
W odpowiedniej -nie najbardziej skomercjalizowanej części wyspy. I jeszcze w odpowiednim czasie - zanim zrobi się drogo.
W planie było wypożyczenie samochodu i samodzielne spenetrowanie wyspy.
Odpowiedni czas jakoś nie nadszedł. Styczniowe oferty długo się nie pojawiały. Pani w biurze podróży rozkładała ręce.
A gdy już się pojawiły... Interesujące mnie hotele były zarezerwowane. Te mniej ciekawe były tak drogie, że przecierałam oczy z niedowierzaniem.
I tak zrezygnowana postanowiłam sprawdzić, jak to wygląda z Egiptem.
Egipt, jako niekoniecznie najpopularniejszy wśród Europejczyków w chwili obecnej kierunek, oferował bardzo dobrze oceniane hotele, z bardzo bogatym wyżywieniem, za bardzo dobrą cenę. Do tego wszystkiego doszła tęsknota, nie było nas tam 8 lat. Sentyment, tam spędziliśmy podróż poślubną.
Z każdą chwilą chciało nam się tego Egiptu bardziej.
W końcu stwierdziliśmy, że Teneryfa poczeka na nas jeszcze rok...