Rano wstajemy rześcy i o dziwo, o świcie. Przed nami jeszcze 3 dni. Z każdą godziną podoba nam się bardziej.
Znajomi przysyłają z Polski dziwne wiadomości z radami, żeby nie wracać, bo u nas szaro, zimno.
Te 3 dni spędzamy na plaży. Czy jest coś przyjemniejszego od plaży zimą. Czytamy, spacerujemy.
A przede wszystkim pływamy z maską. Podwodnego Egiptu nie da się opisać słowami, to trzeba zobaczyć.
Któregoś dnia zeszłam do wody z kawałkiem bułki, chciałam kruszyć ją rybkom i obejrzeć je sobie z bliska.
Nie zdążyłam, natychmiast nadpłynęła ryba o rozmiar większa od koleżanek i wyrwała mi bułkę.
Specjalnie się z nią nie szarpałam, byłyśmy na jej terenie.
Ostatniego dnia prąd przyniósł całe ławice meduz. Był to jakiś nieparzący gatunek, ale wrażenie pływania z nimi było okropne.
Nie wiem czemu, ale one bardzo chciały ocierać się o palce u rąk. Długo tak nie popływałam, ogarniał mnie w tej wodzie dziwny lęk. Wiele osób mówi tego dnia, że w wodzie zaczynali panikować.
Świadomość zbliżającego się powrotu sprawia, że coraz przyjemniej nam w hotelu.
Współtowarzysze coraz mniej nas denerwują.
Coraz mniej przeszkadzają nam niedociągnięcia w sprzątaniu.
A ,,stołówka" wprowadza elementy kuchni lokalnej i codziennie serwuje koszeri. Żyć, nie umierać.
Któregoś wieczora spacerując po porcie, trafiliśmy na transmisję meczu Egipt -Ghana. W knajpach licznie kibicowano. Towarzystwo mieszane, ale oczywiście z podziałem na stoliki dla pań i panów.
Akurat Egipt zdobył bramkę, cóż to była za radość. Piłka to wspaniała sprawa. Możemy nie znać wzajemnie swoich języków, nie rozumieć zwyczajów, kultury, ale wszyscy cieszymy się tak samo, gdy nasza drużyna zdobywa gola
Od kilku dni pozdrawialiśmy się z kucharzem z jednej z restauracji. Trochę spacerując rozmawialiśmy, dawał nam też ciasto na pizzę do karmienia rybek. Tego wieczora zapraszał nas, byśmy usiedli w jego lokalu. Podziękowaliśmy tłumacząc, że jesteśmy syci, opici, a jutro wyjeżdżamy i chcemy wcześniej się położyć. Wtedy on zrobił się niemiły, aż na nas pokrzykiwał...
W dniu wyjazdu zabrali nas z hotelu zdecydowanie za wcześnie, jak na 3 kilometry transferu.
Kontrole na lotnisku były bardzo szczegółowe.
Pokazywaliśmy bilety, żeby w ogóle wejść do budynku lotniska. Trochę to trwało. A my w dżinsach, krytych budach, gorąco.
Potem prześwietlanie bagaży. Musieliśmy otworzyć nasz kufer. Ochronę zaciekawiła buteleczka z piaskiem z Asuanu.
Dalej nadaliśmy bagaż. Wypisaliśmy jakąś deklarację. Wtedy kazali nam zdjąć buty do kolejnej kontroli.
Takie prześwietlanie z obmacaniem. Patrzę na tą podłogę, na ten dywan, po którym mam przejść... Jest źle.
Szukam jednorazowych, foliowych skarpetek. Nie widzę ich. Pytam o nie. Ale oni o takich nie słyszeli.
Ściągam buty i skaczę w skarpetkach, na palcach jak nienormalna.
I wtedy pracownica lotniska poprosiła, żebym zdjęła skarpetki
I to już było dla mnie zbyt wiele.
Nie stanę tam boso, bo przywiozę do domu jakiegoś grzyba. Patrzę na nią błagalnie i pozwoliła mi iść dalej.
Podpisaliśmy się w jakimś ogromnym zeszycie, że wchodzimy w dalszą część lotniska.
W tym samym czasie Paulina przeniosła przez te wszystkie bramki butelkę wody, którą miała w torebce i o której zapomniała.
I po co te wszystkie kontrole
Robimy małe zakupy w wolnocłowym. Personel jest bardzo namolny. Przy kasie czekamy na rachunek i jedno euro reszty.
Kasjer rzuca, nie podaje, rzuca Kubie jakiegoś wafelka i mówi, że tak będzie dobrze.
Jest w tym tyle pogardy, jakbyśmy byli bydłem, sakiewkami z bilonem... Kuba każe mu zabrać wafelek i wydać resztę.
Obsługa części odlotów jest niemiła.
A potem długo czekamy.
Obok nas usadowiła się sympatyczna pani. I streściła nam historię swego życia.
Pani pochodzi w Polski, ale mieszka w Berlinie. Przyleciała z synem do Kairu. To był ich pomysł na świętowanie urodzin, bo w tym roku kończą razem 100 lat. Pani 65, syn 35. Pozwiedzali, pozachwycali się, syn musiał wracać do pracy. Pani przeniosła się na kilkudniowy wypoczynek na wybrzeżu. Fajna forma świętowania. I uroczo, że syn ma chęci by zrobić coś z mamą.
Pani z wykształcenia jest konserwatorem obrazów. 40 lat temu, mieszkając w Polsce, dostała pracę w Londynie.
Praca czekała w muzeum.
Pani wraz z mężem ruszyła starym volkswagenem w podróż życia. Samochód ,,rozsypał się" w Berlinie.
Para nie miała pieniędzy na jego naprawę i zostali tam, gdzie się zatrzymali. Miesiąc później pani pracowała już w muzeum na tym samym stanowisku, do pracy na którym jechała, tyle że nie w Londynie, a w Berlinie.
To się nazywa przeznaczenie, ale nigdy do końca nie wiadomo, jak sprawy nam się potoczą.
Żegnamy się i wsiadamy do samolotu.
Lot mija nam spokojnie. Jest słonecznie. Z czasem słońce zachodzi. Robi się ponuro, ciemno.
Witaj zimowa Europo Środkowo -wschodnia.
Lądujemy, czuję okropne zimno. Jest coś koło zera, ale odczucie jest bardzo nieprzyjemne.
Jeszcze tylko obiad w naszej ulubionej berlińskiej, indyjskiej knajpce. W końcu nic nie jedliśmy od śniadania.
I pędzimy do domu.
Dom. Trochę przykurzony. Kwiaty zmizerniały. Ale czeka na nas prywatna wanna i najwygodniejsze, własne łóżko.
Lubię wracać ze wschodu na zachód, bo przez kilka dni czuję jakbym dostała dodatkową godzinę życia. Wcześnie się budzę.
Dzień po powrocie to zawsze dzień prania, prasowania, sprzątania.
Fryzjer pomstuje nad moimi, podobno poniszczonymi przez słońce, sól i wiatr, włosami.
Zastanawiam się, jak my przetrwamy luty.
Kolejnego dnia, nie mam już czasu na takie rozmyślenia. Czas wracać do pracy
Jeszcze tylko krótkie subiektywne podsumowanie:
Wg. mnie są dwa powody, dla których warto odwiedzić Egipt.
Po pierwsze, żeby pozwiedzać. Kair, Giza, Luksor, Asuan, Abu Simbel kryją wspaniałości. Warto je zobaczyć, mimo uciążliwości podróży. Egipt to jedno z najstarszych państw świata. Wyprawy na południe nigdy nie zapomnę.
Drugim powodem są rafy koralowe. Dla miłośników snurkowania Morze Czerwone to idealne miejsce.
I to już koniec powodów.
Egipt nie jest kulinarnym rajem. Można tam smacznie zjeść, w niektórych hotelach nawet bardzo smacznie, ale jeśli ktoś podróżuje ,,w poszukiwaniu żarcia" to zapewniam, że nie szuka Egiptu.
Nie polecam Egiptu jako miejsca urlopu na leżaku. Wycieczki do Egiptu są tanie. All w Egipcie można kupić za naprawdę nieduże pieniądze. A potem obserwujemy ludzi, którym powywracało się w głowach. Miłośnicy egipskiego all to uciążliwa społeczność. Anglojęzyczny barman, nie zrozumie gościa mówiącego wyłącznie po polsku, tylko dlatego że ten będzie pokrzykiwał coraz głośniej dodając słowo na literę k.
Zdecydowana większość Polaków spotkanych przeze mnie w Chorwacji to fajni ludzie. Do Egiptu od pewnego czasu ściąga goście specyficzni... Oczywiście zawsze i od wszelkich reguł są wyjątki.
Myślę, że wrócę do Egiptu. Chciałabym popłynąć w rejs po Nilu. Chciałabym dotrzeć do oazy Siva na pustyni zachodniej.
Ale wybierając hotel na wybrzeżu, będę szukała takiego, który będzie oferował jedynie opcję Hp. Myślę, że będzie spokojniej.
Nie lubię towarzystwa ludzi ludzi przytłoczonych nadmiarem dóbr.
Byliśmy w Egipcie 4 razy. Raz w czerwcu, 3 razy w styczniu. Tegoroczny styczeń udał nam się najbardziej, był najcieplejszy.
Ja właśnie polecam Egipt poza sezonem. Nieco mniej turystów wkoło zabytków. I temperatury pozwalające przyjemnie, albo prawie przyjemnie pozwiedzać.
Ale jeśli ktoś myśli o o Kraju Faraonów w szczycie sezonu, to napiszę że pustynny Egipt jest dla mnie znośniejszy od Turcji, czy Maroka. W Egipcie może rozboleć głowa od gorąca, ale mamy komfort suchego ciała. Nie jest duszno, włosy się nie kręcą.
Jadąc w lipcu czy sierpniu warto wybrać hotel w pierwszej linii brzegowej. Od morza zawsze delikatnie powiewa wiatr, to przynosi cień ulgi.
Polecam Egipt rodzinnie, dla par, dla grupy znajomych. Nie wybrałabym się do niego sama. Nie miałabym żadnych wątpliwości aby wybrać się samotnie do Turcji. Do Egiptu i Tunezji samotnie bym nie poleciała.
Egipcjanie są wobec młodych dziewczyn natarczywi. Mam na myśli personel hotelowy. (Samotnych kontaktów poza hotelem nie miałam, zawsze towarzyszy mi Kuba.) Idąc w pojedynkę na plażę, trudno się od nich opędzić. Bez przerwy ktoś przysiada, bez zaproszenia, w nogach leżaka i wypytuje, czy jesteśmy same, dlaczego same...
Samotnie trudno w Egipcie liczyć na spokój.
Ważne jest też to, że bardzo często egipskie hotele budowane są na ogromnych przestrzeniach.
Świetnie gdy chcemy romantycznie pospacerować z mężem po ogrodzie.
Ale czy na pewno chcemy samotnie wracać przez rozległy, często niedoświetlony teren po kolacji do pokoju
Zaapeluję jeszcze o rozwagę.
Widziałam dziewczynę, kobietę właściwie bo już nie taką młodziutką, przepoconą, wciśniętą w za małe bikini, biegające po kilku drinkach za kelnerem, wskakujące na niego w celu zrobienia sobie wspólnego zdjęcia.
Widziałam ośmieszającą się rodaczkę, i pogardę w oczach tego mężczyzny.
Urlopy się kończą, z wakacji trzeba wrócić, zachowujmy się godnie.
Na koniec, trochę przykre: Egipcjanie nas nie lubią. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale oni nas nie lubią.
Traktują nas wyłącznie materialnie. W chwili gdy dowiadują się, że na nas nie zarobią, tracą uśmiech, ten cień sympatii, z którym do nas podchodzili. Egipcjanie nic nie robią za darmo.
Kontakty z turystami są po to, by zarobić. Jeżeli turysta stwarza możliwość by go oszukać, zostanie oszukany. W Egipcie zawsze ustalamy ceny przed wszelkimi usługami. Pytamy o cenę soku, potrawy w knajpce. Pytamy o cenę taksówki.
Płacąc w Egipcie pokazujemy barmanowi, sprzedawcy, taksówkarzowi banknot i mówimy:
-Proszę, daję Ci 10 dolarów.
W przeciwnym razie, po sekundzie usłyszymy, że zamiast 10 dolarów, daliśmy 2 i musimy jeszcze dopłacić.
Z drugiej strony, Egipcjanie okazują sobie wzajemnie ogromny szacunek. Jest to coś czego nie widuje się wśród Europejczyków.
Egipt to kraj paradoksów.
Reasumując: Egipt zobaczyć trzeba. Mam nadzieję, że zdjęcia, które pokazałam są większą zachętą niż to przed czym przestrzegam na końcu. Kraj nad Nilem trzeba po prostu tak sobie zorganizować, by jak najwięcej zaczerpnąć z Egiptu, a jak najmniej otrzeć się o ,,Egiptowo".
Serdecznie dziękuję za Waszą obecność tutaj. Miło mi, że czytaliście