Od dwóch miesięcy zbieram się do napisania paru słów o Sycylii. Słoneczna aura jakoś nie sprzyja siedzeniu przy komputerze.
Komputer nie jest moim przyjacielem i właśnie skasował mi się dorobek ostatniej godziny. Piszę od nowa. Dobry początek. Przypuszczam, że zbyt sprawnie mi to nie pójdzie.
Umówmy się, że będę pisać niespiesznie, w wolnych chwilach i w oczekiwaniu na Chorwację, bo bardzo mi już tęskno.
Sycylii nie było na mojej liście. Nigdy mnie nie wołała. Ale to co nie woła dziś, może pewnego dnia sobie o nas przypomnieć.
I tak dwa lata temu, podczas wizyty u lekarza, zaciekawiło mnie zdjęcie na wygaszaczu jego komputera. Niesamowite zdjęcie. To była Taormina. Wizyta okazała się dość długa, bo doktor miał w komputerze więcej niesamowitych zdjęć.
Kiedy po godzinie wychodziłam z gabinetu, inni pacjenci spoglądali na mnie złowrogo. A Sycylia była w czołówce miejsc, których pragnę.
Któregoś niedzielnego, zimowego poranka, z tęsknoty za słońcem (u nas szaro i ponuro), z tęsknoty za makaronem (bo z nas straszni makaroniarze), z tęsknoty za porządną kawą (bo gdzie indziej na kawę?) zarezerwowaliśmy na maj bilety ryanarem z Berlina do Palermo.
Wiosną zarezerwowaliśmy samochód, który miał czekać na nas na lotnisku i zapewnić nam wolność.
Skoro Włochy, marzył nam się fiat 500. Nawet dyskutowaliśmy sobie o jego kolorze. Miało być filmowo.
Fiata 500 nie było w ofercie wypożyczalni. Był za to powiększony smart. Taki smarcik po viagrze. Mało fotogeniczny, raczej niezbyt filmowy. Ale jeździł i wszędzie się mieścił.
Jeszcze tydzień przed wyjazdem, nie wiedzieliśmy dokąd z tego Palermo ruszymy. Początkowo myślałam by pojechać na wschód. Zajrzeć do Etny, obejrzeć Taorminę a na ostatnie dwa dni, wrócić do Palermo.
Sprawdziłam odległości, czasy przejazdów i zmieniłam zdanie. Szkoda mi było urlopu na siedzenie w samochodzie.
Skoro to nasz sycylijski debiut i lądujemy w Palermo, możemy poznać jego okolice. Jeśli nam się spodoba, w przyszłości polecimy do Katanii i obejrzymy tamtą część wyspy.
Uszczęśliwiona przedstawiłam wstępny zarys Kubie. Kuba uznał mój plan za bardzo dobry. Było to nieco podejrzane... Z czasem okazało się, że nie do końca słuchał, co mówiłam. I już na miejscu wielokrotnie pytał dokąd teraz i jak długo tu zostaniemy...
Skoro Kuba zarezerwował loty i samochód, ja zajęłam się logistyką pakowania. Logistyka pakowania nie oznacza, że nas pakuję. U nas każdy pakuje się sam. Logistyka pakowania oznacza, że ja pilnuję by w walizkach (podręcznych, wielkości kosmetyczki) były wyłącznie potrzebne rzeczy. Tyle a tyle, takich a takich, na tak długo, jak długo tam będziemy. Pilnuję żeby nie marnować cennego miejsca i np. nie zapakować ciepłej kurtki lub swetra. W końcu na Sycylii już prawie lato.
Skoro ja opracowałam zarys dokąd, Kuba w wybranych przeze mnie miasteczkach zarezerwował noclegi.
Zarezerwował dobrze. Wszędzie gdzie spaliśmy było fajnie.
Przy wyborze miejsc, w których się zatrzymamy, posiłkowałam się blogami internetowymi. Niektóre udzielane tam rady były trafne. Inne zupełnie niezgodne z moim gustem. Czasem brakował nam czasu. Innym razem mieliśmy go zdecydowanie za dużo.
Maj szybko nadszedł. Dopiero co była zima a tu już kwitły kasztanowce. Babcia ostrzegała mnie kiedyś, że przyjdzie moment w życiu gdy czas się rozpędzi. Nie dowierzałam. Teraz widzę, że babcia miała rację.
19. maja polecieliśmy na tydzień na Sycylię. Lot mieliśmy o wspaniałej wczesnopopołudniowej godzinie. Coś koło czternastej.
Bo my bardzo nie lubimy zarywać nocy... Powrotny nie był już o tak fajnej porze, ale kto w dniu wylotu martwi się o powrót.
Nauczeni doświadczeniem ostatniego lotu tanimi liniami, zawczasu zarezerwowaliśmy dwa miejsca w samolocie obok siebie.
Poprzednio komputer wylosował dla nas oddzielne miejsca. Ja i portugalski zespół muzyczny z gitarą z przodu, mój mąż całkiem z tyłu. Na szczęście po starcie udało nam się przesiąść razem.
Teraz mieliśmy dwa sąsiednie fotele i trzeci na torebkę, bo nikogo do nas nie dosadzono.
Krótko po siedemnastej byliśmy w Palermo.
Idąc za przykładem Włochów, jeszcze na lotnisku popędziliśmy na pierwszą kawę i cannoli.
Cannoli by pyszne. Jeszcze nam uszami wyjdą...
Kawa niestety nie była dobra. To dziwne, sądziłam że we Włoszech nie ma niedobrej kawy...
Sprawnie odebraliśmy naszego smarta.
I ruszyliśmy do Palermo. Z lotniska do jego centrum jest 40 minut jazdy.