DZIEŃ PIĄTY
W wieczornym zatłoczonym Krku na betonowej promenadzie przy porcie ustawionych jest kilkanaście podobnie wyglądających stoisk. Przy każdym porozkładane foldery reklamowe, cenniki, segregatory pełne spektakularnych zdjęć rajskich zatoczek, potężnych sępów, figlujących delfinów, a także uśmiechniętych urlopowiczów zajadających się grillowanymi rybami. Tutaj rezerwuje się miejsca na tzw. "fish pikniki". Bywalców Chorwacji proszę o wyrozumiałość - na wypadek gdyby zajrzeli tu jacyś nowicjusze, napiszę parę rzeczy dla Was oczywistych.
Popularne "fish pikniki" to pół- lub całodniowe wycieczki morskie (mniejszym lub większym statkiem), w czasie których wraz z innymi uczestnikami i załogą odbywa się rejs na sąsiednie wyspy. Zazwyczaj kilka godzin spędza się na samym statku, resztę czasu wypełnia parę przystanków: kąpiele w pięknych zatoczkach, krótkie zwiedzanie zabytkowych miast lub innych ciekawych miejsc. W cenę wliczony jest podawany na statku lub w restauracji w jednym ze zwiedzanych miejsc obiad: najczęściej grillowane ryby z sałatką plus chleb albo frytki. Aha, jeszcze alkohol. Najczęściej kieliszek rakii lub travaricy jako aperitif, do obiadu piwo lub wino (czasem w nieograniczonej ilości
).
Parę razy w Chorwacji byliśmy, a na takiej wycieczce... nigdy. Trochę odstraszał nas widok tego typu statków wpływających w zatoczki, w których plażowaliśmy (Divna, Vrboska czy Duba). Nierzadko bardzo zatłoczone i z wielkimi głośnikami, z których wydobywał się jazgot chorwackiej odmiany disco polo. Postanawiamy zaryzykować.
Oferta w Krku bogata. Można popłynąć m.in. wokół Krku, na Cres (siedlisko sępów płowych), Plavnik, Rab (stolica lub Rajska Plaża w Lopar), Prvić (latarnia), Goli Otok (dawne więzienie), a nawet na Pag (oliwki w Lun). Zastanawiamy się nad ofertą półdniowej wycieczki na Plavnik (plusy: łódź niewielka, charakterny kapitan ze spaloną słońcem twarzą, pokaźnym brzuchem i brodą, podobno bogate życie podwodne), ale w końcu zwycięża chęć zobaczenia nowych wysp. Decydujemy się na coś takiego (trasa z czerwonymi strzałkami): Krk - miasto Rab - oliwki w Lun na Pagu - wysepka Galun - Złota Plaża koło Starej Baški - Krk. Na zdjęciach brykające delfiny, ale pani od razu zastrzega, że gwarancji - co oczywiste - nie dają. Pewnie niektórzy klienci się skarżyli, że miały być delfiny, a tu klops. Cena: 230 albo 260 kun za osobę (nie pamiętam dokładnie).
Naganiaczka zapisuje nasze nazwiska w kajecie i rankiem dnia następnego o 9 rano zjawiamy się w porcie. Dobra rada: jeśli zależy Wam na dobrych miejscach (dotyczy zwłaszcza większych statków), zjawcie się wcześniej. Pisząc dobre miejsca mam na myśli te na piętrze lub przy burcie. Niestety, nam miejsca przydzielono na nieco ponurym parterze. Widok oczywiście był, tyle że przez szybę... Ponadto oba miejsca przy oknie już zajęli dwaj Niemcy...
Trudno. Płyńmy. Ahoj, przygodo!
Za nami zostaje Krk. Pod murami widać kolejne statki wycieczkowe szykujące się do wyruszenia na morze.
Przez jakiś czas towarzyszy nam niewielki rybacki kuter.
Tuż po rozpoczęciu rejsu dostajemy po kieliszku rakii. Potem idę się rozejrzeć po "Tajanie" (tak się nazywa statek) i znajduję wolne miejsca na dachu, nad dziobem! Dalszą część wycieczki spędzam więc z bananem na twarzy
. Doskonała miejscówka.
Trzeba się tu wspiąć po wąskiej drabince, chyba dlatego jest prawie pusto. Tu widać nasze ekskluzywne
miejsca (na piętrze, z przodu "Tajany").
Oczywiście mocny olejek do opalania to absolutna podstawa. Ręcznik pod plecy, piwko w dłoń i płyniemy po Jadranie, obserwując wyspy, przepływające jachty i granatowe morze. Kierunek Rab!