Droga asfaltowa, potem chyba przez chwilę szutrowa (tego nie jestem pewien), następnie znów asfalt. Zjazd do ukrytej zatoczki stromy i wąski. Wyminąć się z wracającymi już z plaży samochodami niełatwo. Parking (a jakże!) płatny. Przy drodze stoi parkingowy i pobiera opłatę (30 kun za dzień, 15 za popołudnie). Punkt pobierania opłat usytuowany sprytnie

I rzeczywiście. Parking jest duży, ale bardzo zatłoczony. Udaje nam się jednak znaleźć kawałek miejsca między dwoma autami i jakoś upychamy tam nasz pojazd. Do plaży bliziutko. Okazuje się, że jest tu też bar oraz toaleta. Ludzi masa!
Auta stoją przy samej plaży.
Kurczę, mała zatoczka z dala od miasta i zabudowań, a taki tłok. Szkoda, bo sama zatoczka bardzo ładna. W sieci znalazłem na przykład taką fotkę. Ciekawe, w jakim terminie było tam tak pusto.
Teraz, mimo pory późnopopołudniowej, plażowiczów wciąż wielu (najwięcej chyba Włochów).
Woda superprzeźroczysta, kąpielisko wydzielone bojkami.
Sporo dzieciaków, te włoskie często bardzo krzykliwe

Na plaży małe kamienie (gdzieniegdzie wyziera spomiędzy nich ziemia), w wodzie duże głazy. Ze dwa razy przenosimy się z ręcznikiem na lewą stronę plaży, uciekając przed pełznącym po plaży cieniem.
Za Kanałem Vinodolskim spore kvarnerskie miejscowości, które nie wydają się zbyt urokliwe (Novi Vinodolski, Selce czy widoczna na zdjęciu Crikvenica). Nad nią góry Velika Kapela.
Słońce nieuchronnie zachodzi. Plaża Potovosce z góry, już niemal całkowicie w cieniu.
Ogólnie całkiem tu sympatycznie, tyle że tłoczno i głośno (może mieliśmy pecha?).