Wyjeżdżamy z Mostaru, któremu poza starówką brakuje uroku. Blokowiska, jakieś fabryki. W końcu to spore, ponadstutysięczne miasto. Kierujemy się na zachód w stronę Chorwacji. Jako że upał nie odpuszcza, chcemy się przed długą podróżą do kraju odświeżyć. Tak się składa, że po drodze do autostradowego węzła jest miasteczko Imotski. Tam się wykąpiemy.
Z Mostaru do granicy chorwacko-bośniackiej około 60km. Najpierw teren trochę pagórkowaty, potem długo ciągnie się urodzajna zielona równina. Mijane miejscowości senne, sprawiające wrażenie wymarłych. Tuż przed granicą stacja paliw, warto zatankować (chociaż od Metković dużo nie spaliliśmy). Bez żadnych problemów przekraczamy granicę (pustki) i już po kilku minutach jesteśmy w chorwackim Imotski. Jeśli Imotski, to wiadomo, jeziorka. Dojazd dobrze oznakowany, nie można się zgubić.
Imotski i jeziora z lotu ptaka. Po lewej Crveno Jezero, przy samym mieście Modro Jezero.
Najpierw podjeżdżamy pod Crveno Jezero (Jezioro Czerwone). Zlokalizowane jest tuż przy drodze, tyle że jego tafla znajduje się 250m niżej. Cały ogromny lej ma ponad pół kilometra głębokości. Spotyka się informacje, że jest to najgłębsze jezioro w Europie. Cóż, nieprawda. Chociaż... Gdyby woda wypełniła cały lej, to ten zaszczytny tytuł trzeba by odebrać norweskiemu Hornindalsvatnet. Studenci czy uczniowie pewnie by się ucieszyli, łatwiej przecież zapamiętać swojsko brzmiącą nazwę Czerwone Jezioro niż yyyy, coś na H. Ale i tak imotskie jeziorko nie ma się czego wstydzić: prawie 300m głębokości to też nieźle.
Jak powstało? Cóż, wersje są dwie. Jedna mówi, że w wyniku zawalenia się krasowej jaskini wypełnionej wodą. Druga, że... Posłuchajcie.
W odległych czasach stał tam przepiękny pałac niejakiego Gavana. Cała okolica była w jego posiadaniu. Legendy nie lubią światłocienia, więc Gavan był złym, nieustępliwym łotrem i żarłokiem. Nie pomagał biedniejszym od siebie, co więcej, szydził z ich biedoty, w czym wspierała go równie jak on zła żona. Aha, dzieci też mieli złe.
Pewnego razu Gavan wydał ucztę, na którą zaprosił swoich przyjaciół, zapewne klakierów. Niespodziewanie pojawił się nieproszony gość - zakamuflowany żebrak, w rzeczywistości anioł. Poprosił o chleb dla siebie i towarzyszących mu dziatek. Już Gavanowe dzieci psami szczuć intruza zaczęły, kiedy ich ciężarna i przesądna matka zaprotestowała. Kopnęła w stronę żebraka kawałkiem chleba, jednocześnie żądając wdzięczności. Anioł poprosił jeszcze o wodę, mówiąc, że Bóg wynagrodzi jej hojność łagodnym porodem. Ta jednak rozsierdziła się, zamachnęła i wykrzyczała słowa, które niejeden mąż chciałby pewnie usłyszeć: "Co mnie obchodzi twój Bóg, moim Bogiem jest Gavan!". Tego było za wiele nawet dla anielskiej cierpliwości. Zrzucił łachmany i zaczęła się jatka. Uderzył piorun, zatrzęsła się i otworzyła Ziemia, powstała szczelina, w którą wpadł pałac wraz z Gavanem, Gavanową i ich złymi dziećmi. W tym właśnie miejscu powstało Czerwone Jezioro.
Nie łudźcie się zatem, że dorzucicie kamieniem do jeziora, tam wciąż rządzą złe moce. Wiem, na nic próby zniechęcenia. Nagroda jest atrakcyjna - jeśli komuś jednak uda się dorzucić, czeka go wieczne szczęście. Próbuje zatem wielu. Problemem jest nawet znalezienie kamienia, wszystko wyzbierane. Ja też próbowałem. I tak jak wszyscy nieskutecznie.
O głębokości leja świadczy fakt, że te zielone "trawki" na brzegu to... spore drzewa.
Czerwone? No cóż, potrzeba dobrej woli, by nazwać to czerwienią. W wodzie odbijają się raczej hmm... rude skały.
Imotski leży na wzgórzu. W dole urodzajna równina Imotsko Polje. Horyzont zamyka pasmo Biokovo, z widocznym po prawej stronie szczytem Sveti Jure. Widzieliśmy go codziennie z Jelsy, tym razem widok od drugiej strony.