Zostawiamy Počitelj i kierujemy się na Mostar. Tuż przed miastem odbijamy w prawo (są dobrze widoczne znaki) i jedziemy do wioski Blagaj. Chcemy tam zobaczyć słynną tekiję (klasztor) derwiszów. To oczywiście także turecka pamiątka. Derwisze to - bez wchodzenia w szczegóły - muzułmańscy mnisi. Z przedmieść Mostaru do Blagaja około 9-10km.
Dojeżdżamy do wioski i za znakami kierujemy się w stronę klasztoru. Niestety, przy wąskiej drodze dojazdowej stoi jakiś mężczyzna i wymachuje rękami, że nie ma wjazdu. Orientujemy się, że to parkingowy, który próbuje wyjaśnić, iż po prostu nie ma miejsc. Trudno. Przynajmniej zaoszczędzimy na parkingu. Zostawiamy auto na dużym placu tuż obok i w okropnym skwarze ruszamy wąską asfaltową drogą, przy której rzeczywiście stoi masa samochodów. Jest też autobus z polskimi turystami. No tak, jest sobota, pewnie w drodze do Chorwacji zwiedzają Bośnię. Do przejścia chyba niespełna kilometr, ale słońce daje w kość nawet na tak niedługim dystansie. Tłoczno.
Kilkaset metrów dalej zaczyna się hmm... strefa restauracyjna. Tuż przy brzegu rzeki, przy ustawionych pod parasolami stolikach siedzi sporo turystów, wokół których uwijają się kelnerzy. Mają wąsy i braki w przednim uzębieniu. Nie, nie nabijam się, po prostu zwróciło to moją uwagę. W Chorwacji takich nie było. Słyszeliśmy, że Bośnia jest tania. Może i tak, ale nie tutaj. Ceny chorwackie.
Gdzieś w oddali pojawia się już tekija. Skała nad budynkiem jest naprawdę wysoka.
Wspomniany remont i krzaki.
By obejrzeć tekiję z bliska i docenić jej malownicze położenie, trzeba przejść przez mostek i ścieżką za restauracjami i barami podążyć wzdłuż brzegu rzeki, do końca. Wreszcie jest. Cóż, budynek jak budynek. Podobne były w Počitelju, podobne będą w Mostarze. Na dodatek nie da się go zwiedzać - trwa remont. Jedyne w swoim rodzaju jest za to położenie białego, XVII-wiecznego budynku. Wciśnięty jest w skały przy samym brzegu rzeki Buny, która wypływa ze sporej wielkości skalnej groty. Na tyle dużej, że wpłynąć tam można pontonem.