Chorwacki współczesny pisarz Senko Karuza pochodzi z Visu, nie z Hvaru. Ale chyba podobne emocje towarzyszą niektórym turystom także w opuszczonej pasterskiej osadzie Humac. Także i tu ludzie się rodzili, tu dorastali, kochali, marzyli. Tutaj zmagali się z bólem istnienia, tutaj starzeli i umierali. Stąd w końcu z jakiegoś powodu uciekli. I nie ma ich. Teraz znowu rządzi tu natura, którą kiedyś naiwni próbowali okiełznać, budując z kamienia ściany, schody i ławeczki. Biegają mrówki, bzyczą pszczoły, rośnie trawa, krzaki, lawenda.
Ponury i fascynujący zarazem jest proces upadku tradycji, kultur czy cywilizacji, kiedy można być jego świadkiem. Z wielowiekowych tradycji, zwyczajów, ludzkich wytworów będących powodem próżnej dumy i ogólnie: wszystkiego tego, co dla ludzi kiedyś było ważne, wciąż kpi sobie czas, stopniowo przykrywając ziemią, trawą, mchem i zapomnieniem nasze żałosne problemy i aspiracje. Zbudowanie tych domów jest przecież dalekim echem wyrzeczenia, ziszczonych marzeń i planów tych, którzy tu byli, a teraz uporczywie ich nie ma. Tych, którzy zeszli już ze sceny dziejów, odegrawszy swoje nieważne role. Z przedstawienia zostały tylko dekoracje. Co potem? Chyba tylko archeologia.
Ciekawe przeżycie: być świadkiem tego, jak świat hvarskich pasterzy odchodzi w zapomnienie, bo przestał być potrzebny, bo gdzie indziej żyje się łatwiej i lepiej, bo naiwnie wierzymy, że postęp zapewni nam szczęście. Warto się wybrać do Humaca, zadumać nad naszym losem, a potem - jako że to urlop - zresetować się rakiją, piwem lub produkowanym także w Humacu do dzisiaj winem. In vino veritas
.
Na początku wsi stoi konoba Humac. Można spróbować tam tradycyjnych potraw, także "ispod peke". Z tego co pamiętam, jest dość drogo. Strzałka wskazuje teleskop, do którego prowadzi wąska ścieżka, którą trzeba iść parę minut.
Fantastyczne stoły z jednego kawałka kamienia. Można przy nich usiąść i napić się piwa, wina czy kawy - przed nami winnice, w dole Jadran.
Przy konobie jest także plac do gry w bule - popularnej gry towarzysko-zręcznościowej. Tego przedpołudnia graczy nie ma, wylegują się tylko dwa psiaki.
Inna nazwa gry to petanka. Jest popularna zwłaszcza w Prowansji, ale także w innych krajach śródziemnomorskich. Ostatnio podobno także w Polsce.
Przed konobą wiszące na tykach pędy winorośli. W oddali majaczy Brač, za nim góry w okolicach Omiša.
Nie może oczywiście zabraknąć lawendy, z którą właśnie tutaj po raz pierwszy się stykamy.
Hvar w pigułce: lawenda i wino.
Lawenda z bliska.
Jak widać, można ją całkiem praktycznie wykorzystać
. Czerwone plecy to dowód na to, że pomimo chmur słońce jednak grzeje.