Wreszcie jesteśmy w Jelsie. No cóż, nieskromnie przyznam, że jestem z siebie zadowolony, wybór okazał się trafny .
Jest tak, jak miało być. Gdybym miał jednym słowem określić Jelsę, powiedziałbym, że jest... sympatyczna. Tak po prostu, bezpretensjonalnie. Malownicza, kameralna, przyjazna. Wiadomo, nie tak spektakularna jak Dubrownik, Trogir czy Korčula, ale oferująca wszystko, czego szukam.
Urocze (choć maleńkie) stare miasto, tworzące klimat Śródziemnomorza palmy, balkony z cudownie kolorowymi bugenwillami, kilka przyjemnych konob, niewielkich barów, kołyszące się na wodzie jachty i statki w porcie, parę ciekawych zabytków, niewielki labirynt wąskich kamiennych uliczek z pojawiającymi się gdzieniegdzie starożytnymi ruinami, ładne wzgórza nad miastem, zapach ziół i morza, brak japońskich turystów z aparatami.
Oprócz tego ribarnica, mjesarnica, ze trzy spore markety, kram z owocami i nalewkami, mała stacja paliw, dworzec autobusowy. Przyzwoite plaże na miejscu i cudowne w niewielkie odległości. Kursujący codziennie, szybki i niedrogi prom osobowy do Bolu na Braču i do Splitu. To wszystko w miasteczku liczącym 1700 mieszkańców. Naprawdę, mógłbym tam zamieszkać...
Wzgórza nad Jelsą.
W centrum kościół pod wezwaniem św. Fabiana i Sebastiana, nabrzeże obsadzone palmami.
Między innymi te wzgórza należy pokonać tunelem Pitve, by dostać się na południową stronę wyspy.
Wieczory spędza w Jelsie Karolina - prom wyruszający o 6 rano do Splitu (z przystankiem w Bolu).
Wieczorne życie koncentruje się wokół małego placu, w pobliżu którego czekają cukiernia, kawiarnia, restauracje i knajpy.
Spacer z psem, za pomostem góry masywu Biokovo na stałym lądzie.
Są i cytrusy...
Maleńki kościółek - kaplica św. Jana (Ivana), do którego niemal przytulają się kamienne kamienice.
Generalnie, jest się gdzie poszwendać, choć starówka jest maleńka.