Rano budzimy się w innym miejscu. Przeraźliwe jak na Peljesac i ostatni dzień lipca zimno (17 stopni) i leje. I to tak, że kilkusekundowy bieg z auta do piekarni skutkuje kompletnym przemoczeniem. Pogrążona w bezbrzeżnej rozpaczy Dalmacja płacze, a w świście wiatru i zacinającego deszczu słychać: "Nie opuuuuuszczaj mnie, Krzychooo"
. Nie mam sił, by Jej odpowiedzieć. Bo co? Że Ty i tylko Ty? Że wrócę na pewno? Tego niestety nie wiem. Życie jest kruche, a i inne Kusicielki też nie próżnują - ślą filuterne esemesy z ofertami i wdzięczą się na folderach reklamowych. Ich imiona dźwięczą w uszach jak zapowiedź nieznanej rozkoszy. Toskania, Andaluzja, nawet śniadoskóra Turcja czy krasnolica Jałta...
Nie licząc porannych mgieł, które opatuliły Chorwację podczas mojego pierwszego z nią spotkania, jednej gwałtownej nocnej burzy i kilku kropel na masce koło Kotoru (a i to w Czarnogórze, więc się nie liczy), nie widziałem nigdy wcześniej takiego oblicza Dalmacji. I wiecie co? Być może uznacie to za bluźnierstwo, ale jest ona... brzydka. Uff, jak dobrze, że już wracamy. Niebo jest szare, woda jest szara, wszystko jest szare. I ponure. W sam raz na powrót, przynajmniej tak nie żal...
Ach, te widokiW gorszej sytuacji są ci, którzy jadą z naprzeciwka. Jest sobotnie przedpołudnie, a więc tradycyjna wymiana turnusów i masa przeładowanych samochodów z polską rejestracją. I cały czas leje. "Ha, ha, dobrze im tak, niech mają! Tfu, Polaczki" - myślę z zazdrością, ale po chwili uznaję, że to nieco małoduszne
.
Tak, widziałem Was, widziałem. Najlepsze były "świeżynki", które po raz pierwszy wybrały się w poszukiwaniu słońca z zimnego kraju aż tak daleko na południe. Widziałem te marsy na czole, ten rozbiegany wzrok, te bazgrzące na zaparowanych tylnych szybach znudzone dzieciaki. Niemal wyczuwałem te złe emocje buchające z dogrzewanych samochodowych wnętrz, niemal słyszałem dźwięczące echo wykrzyczanych słów: "Mówiłeś, że tu jest zawsze ciepło, cymbale!", "Zabiję Mietka, gnojek tak zachwalał!", "A nie mówiłem, żeby jechać do Łeby?!". Stare wygi inaczej - ci mieli świadomość, że takie załamania pogody się zdarzają i na szczęście zazwyczaj są krótkotrwałe. Lało parę godzin, ale gdzieś na autostradzie zaczęło się przejaśniać, choć nadal było chłodno.
A tak serio: mam nadzieję, że pogoda szybko się poprawiła - pewnie kiepsko jechało się w deszczu, no i "efekt tunelu" nie zadziałał, jak powinien.