Zwykły niedzielny wieczór. Niby jeszcze wolne, a już w głowie natrętnie pojawiają się o myśli o poniedziałkowym kopniaku od codzienności. Jaka szkoda, że to nie piątek! Trzeba nastawić budzik i spakować się do pracy. Podobnie się czułem ostatniego dnia w Orebicu. Zwłaszcza że następny chorwacki "piątek" dopiero za rok. Na dodatek zaczęła się psuć pogoda. Dość mocno wieje i niebo na przemian zakrywa się dziwną mieszaniną chmur, chyba każdego typu, by po chwili znów odsłonić swe niebieskie oblicze.
Miał być Sv. Ilija, niestety zbieg niesprzyjających okoliczności nie pozwolił. Przewodnik straszy żmijami, stłuczona podczas gry w piłkę kostka pobolewa, a moi kompani wolą chyba plażę. Gotów już byłem sam wyjść na szczyt, ale akurat tego poranka z okna kuchni wyglądał on tak:
Bałem się, że piękny zazwyczaj widok z Eliasza http://www.panoye.com/panorama.996-sv-i ... jesac.html będzie tego dnia identyczny jak z Babiej Góry, której szczyt tak często okryty jest chmurami, a widoczność nie przekracza kilkunastu metrów. Wyruszamy więc na krótką samochodową wycieczkę. Najpierw miejscami wąską dróżką jedziemy pod położony na wzgórzu XV-wieczny klasztor Franciszkanów. Widok stamtąd stanowi pewnie zaledwie namiastkę tego z Eliasza, ale póki co musi wystarczyć (następnym razem już nie odpuszczę).