No cóż. Przyszła pora na pożegnanie. Michał i Miłka ruszają w góry, zamierzają się wspinać, liny, kaski i uprzęże śpiące w bagażniku czekają na użycie. Poza tym ich pobyt w Albanii potrwa ponad trzy tygodnie, ja za kilka dni będę musiał ruszyć w kierunku Polski.
Zostaję sam, bez auta, w obcym kraju, a moim arsenałem w starciu z tym, co nieznane, będzie co najwyżej uśmiech i kilka zwrotów po albańsku naskrobanych na kartce przez Miłkę. Rozstajemy się właśnie w Dürres. Zostawiam im w aucie górskie buty, odbiorę w Polsce, trochę to ulży moim plecom (plecak, namiot, śpiwór i tak trochę ważą). Pizza, piwko, cześć.
Dzień się powoli kończy. Na promenadzie coraz większy ruch, przybywa wczasowiczów, ale i miejscowych, którzy postanowili wieczorem pogapić się na morze.
Słońce za godzinkę utonie w Jadranie, pora obejrzeć jeszcze kawałek miasta. Niezbyt mi się podoba, postanawiam ruszyć na południe, więc to prawdopodobnie ostatnia okazja w życiu, by Dürres w pamięci zapisać.
Nabrzeże. Obok komunistycznych bloków wyrastają nowe apartamentowce, na plaży kwitną też śmieci. Przypomina to trochę hiszpańskie miasta typu Malaga czy Alicante. Tam też miasto z całym swym syfem wdziera się w morze.
Socreal w natarciu. Przy deptaku stoi pomnik partyzanta. Pobazgrany graffiti potęguje nieco przygnębiające wrażenie. Niech już się zrobi ciemno.
Aaa, no tak. Namiotu tutaj nie rozbiję. Ruszam na poszukiwania noclegu. Zagaduję do taksiarzy łowiących klientów przy dużym parkingu koło weneckiej wieży. Proponują nawet kilkusetkilometrowe kursy, cen nie znam. Hotel? Mówią, że na jedną noc może być ciężko, a cena to ok. 30 euro za pokój. Cóż, ostatnie dwie noce spędziłem w namiocie rozbitym przy drodze w góry, mogę więc wspomóc albański przemysł turystyczny taką kwotą (średnia i tak niezła
).
Ściemnia się, nadal gorąco, plecak ciężki, idę więc do pierwszego hotelu. Tak, miejsce jest, 30 euro (taksiarze się nie mylą, heh). Stanęło na 25. Ładnie, czysto.
Pierwszy od trzech dni prysznic i w miasto. Postanawiam wjechać na widoczny u góry taras i pogapić się na Dürres z góry.
W dole wieża wenecka...
...oraz wysadzany palmami główny deptak starówki zakończony Wielkim Meczetem.
W prawym górnym rogu widać początek promenady. Wygląda teraz zupełnie inaczej. Masa ludzi, knajpy pełne gości, stragany, pieczone kasztany, karuzele, owoce...
Wszystko kilkaset metrów od dobrze widocznego z tarasu restauracji portu.