Wreszcie wracamy na asfalt i zmierzamy w stronę Czarnogóry. Ładnie, zielono, dziko, w dole rzeka Drina (powstaje z połączenia dwóch innych rzek: Pivy i Tary, całkiem niedaleko stąd, przy granicy, koło miejscowości Hum i Šćepan Polje).
Skały przy drodze coraz wyższe.
Troszkę miejscowego folkloru. Spośród dwóch części kraju, który zaraz opuścimy, terytorium Republiki Serbskiej sprawia wrażenie biedniejszej i bardziej zaniedbanej niż Federacji Bośni i Hercegowiny (ale nie wiem, czy to reguła).
Przed granicą w Šćepan Polje droga staje się bardzo kręta i wąska, czasami też brakuje asfaltu.
W oddali już chyba pojawiają się szczyty pasma Durmitor, znak, że Montenegro tuż, tuż.
I w końcu jest! Drewniany most, o którym czytałem w relacjach, przerzucony nad Driną. Po jednej stronie BiH, po drugiej już Czarnogóra. Most wąski, ruch wahadłowy, parę minut musimy odstać.
Miła niespodzianka, zniesiono tzw. opłatę ekologiczną, którą płaciło się do niedawna za wjazd na terytorium Czarnogóry. 10 euro zostaje w kieszeni. Sprawdzają paszporty (dowody osobiste) i Zieloną Kartę.
Na moście. Żegnaj, Bośnio! Witaj, Czarnogóro!