napisał(a) Krzychooo » 16.12.2010 17:34
Potem przychodzi czas na kilkugodzinne błądzenie po zaułkach miasta, stanowiącego kwintesencję Dalmacji. Są wypolerowane butami turystów i mieszkańców jasne posadzki uliczek zmieniających się nagle w schody. Są wąskie, wiecznie zacienione labirynty kamiennych ścieżek, to wznoszących się, to opadających. Są kawiarniane stoliki wciśnięte pomiędzy kilkupiętrowe kamienice. Są liczne zabytki kpiące z czasu i przemijających ludzi, jest port pełen skromnych żaglówek i ekskluzywnych jachtów. Jest zapach owoców morza unoszący się z talerzy różnojęzycznych turystów. Jest gwar, ale nie hałas, sporo turystów, ale nie tłumy. Są palmy i pinie. Jest wreszcie granat Adriatyku, przebijającego się to z jednej, to z drugiej, to z trzeciej strony (stare miasto leży na małym półwyspie).





O Marco Polo upominają się i Korcula, i Wenecja. Spór o miejsce narodzin tego XIII-wiecznego podróżnika pewnie nigdy nie zostanie ostatecznie rozstrzygnięty. Jakby nie było, imię i nazwisko średniowiecznego włóczykija pojawia się tu często. Na kubkach, koszulkach, pamiątkach z plastiku, etykietach butelek, szyldach sklepów i jadłospisach kawiarni czy restauracji... Jest też dom - miejsce jego rzekomych narodzin - udostępniony do zwiedzania. Czy warto? No cóż, ekspozycja dość uboga (parę plakatów, map, jakaś gazetka ścienna), za to widok z wieżyczki domu ładny, na czerwone dachy i Jadran urozmaicony zielenią wysepek.
Wakacyjny shopping, a jakże 
Stołujemy się w sympatycznej konobie "Mareta". Jedzenie (mjesane meso na zaru itp.) dobre, porcje obfite, niezbyt tanio, ale to chyba normalne na starówce Korculi.
(Jeśli kogoś interesują konkrety: zapłaciliśmy w czworo 400kun (4 drugie dania, 2 piwa, kieliszek wina i sok). Wiem, bo zostawiłem sobie rachunek, na wypadek gdybym zapomniał nazwy konoby. To był nasz najdroższy obiad w Chorwacji
).
Ostatnio edytowano 03.09.2014 22:09 przez
Krzychooo, łącznie edytowano 2 razy