Podczas lotu pogoda nam sprzyjała, więc mogliśmy podziwiać przesuwające się pod nami widoki.
Pod nami grecka wyspa Sefiros.
Jesteśmy
tutaj.
Teraz przelatujemy nad
tym miejscem.
Wylądowaliśmy o czasie, odebraliśmy samochód z parkingu i po niecałej godzinie jazdy byliśmy w domu.
I tak skończyły się nasze kretyńskie
ups. kreteńskie wczasy, które bardzo nam się udały.
Nie będę podsumowywać kosztów tego wyjazdu, bo chyba nie ma to sensu, gdyż te ceny na razie nie powrócą. Inflacja nas dopadła i wszystko jest obecnie dużo droższe.
Natomiast mogę stwierdzić, że pomimo tego, iż wcześniej nie byłam do wyspy Krety nastawiona pozytywnie, to po tych wczasach zmieniłam zdanie. Jedyne, co mi się tam nie podobało, to odległości.
Przez cztery dni, kiedy mieliśmy wypożyczony samochód, przejechaliśmy 779 km. Zatankowaliśmy dwa razy: pierwszego dnia 29,9 litra i ostatniego dnia 20 litrów, tak więc spalanie wyszło nam 6,41 litra na 100 km. Ale chyba było mniejsze, bo w baku zostało więcej paliwa, niż było na początku.
Nie wyszła nam kalkulacja podczas drugiego tankowania. To znaczy mój mąż chciał tego ostatniego dnia zatankować mniej, ale ja miałam obawy, że nam nie starczy paliwa i uparłam się na te 20 litrów. Na swoje wytłumaczenie przytaczam argument, że z mapy wynikało, iż w rejonie, do którego jechaliśmy nie ma żadnej stacji benzynowej. I faktycznie, podczas wycieczki do plaży Prevelli w południowej części wyspy, nie widzieliśmy ani jednej stacji benzynowej.
Uważam, że ze względu na rozmiar Krety, trzeba na nią polecieć kilka razy, aby z grubsza poznać ją całą. No chyba że ktoś może sobie pozwolić na np. dwumiesięczny wyjazd i przemieszczanie się z miejsca na miejsce. Może na emeryturze będzie to możliwe. Pomarzyć zawsze można.
Dzięki wszystkim tutaj zaglądającym za obecność w mojej relacji.
KONIEC