Słoneczko znów się pokazało, więc humory nam się poprawiły.
Weszliśmy w wąską uliczkę
gdzie trafiliśmy na lodziarnię,
w której można było nabyć lody z koziego mleka.
Ja za lodami nie przepadam, ale takich jeszcze nigdy nie jedliśmy, więc jak nadarzyła się okazja, to żal by było nie spróbować.
Nawet smaczne były te lody.
Lodziarnia znajduje się tuż obok kościoła metropolitarnego pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny.
Gdy dzień wcześniej oglądaliśmy ten kościół, to pomimo tego, że była to niedziela, to był on zamknięty.
A teraz - w poniedziałek - kościół miał otwarte wierzeje, więc po zjedzeniu lodów udaliśmy się na jego zwiedzanie.
Początkowo stał tutaj inny kościół, którego budowę rozpoczęto 10 kwietnia 1844 roku.
Budowę ukończono w 1856 roku. Była to trójnawowa bazylika, która przetrwała sto lat. Niestety zniszczenia spowodowane bombardowaniem w czasie II wojny światowej wymusiły konieczność jej rozbiórki. W 1956 roku wyburzono więc kościół wraz z przyległymi zabudowaniami i rozpoczęto budowę obecnego kościoła. Układ wnętrz nowej świątyni nie uległ zmianie. Wspaniały rzeźbiony w drewnie ikonostas i jego przenośne ikony zostały przeniesione z poprzedniej świątyni i ustawione dokładnie w taki sam sposób, jak stały na poprzednim miejscu. Ikonostas jest dziełem cykladzkiego rzeźbiarza Dimitriosa Ragouzisa i powstał w 1852 roku.
Bardzo nam się podobało wnętrze tego kościoła. Szczególne wrażenie wywarł na nas kontrast pomiędzy bogato zdobioną dolną częścią a bardzo surową górną z ciekawymi krużgankami z koronkową balustradą.
Przez kolorowe szybki malutkich okienek, znajdujących się pod samym sufitem, wpadało światło, tworząc różnokolorowe refleksy na ścianach świątyni. Bardzo ładnie to wyglądało.
W południowo-zachodnim narożniku kościoła, ale zupełnie oddzielnie, wznosi się dzwonnica, zbudowana w 1899 roku. Jest ona dziełem inżyniera Georgiosa Daskalakisa i powstała dzięki ofiarności kilku ówczesnych chrześcijan w mieście.
Przy tym samym placu znajduje się jeszcze jeden malutki kościółek, a właściwie kaplica, pod wezwaniem św. Antoniego.
Była otwarta, ale odbywała się w niej msza, więc do środka nie weszliśmy.
Chyba już mamy na dzisiaj dosyć, więc decydujemy się wracać do hotelu.