Dzień 6
1.7
Po późnym śniadaniu namawiam moje panie na wyjazd do Chora Sfakion. Miejscowość jest stolicą regionu Sfakia, zachwyca nastrojem domów wciśniętych pomiędzy góry i morze.
Na nabrzeżu portu stoi pomnik upamiętniający ewakuację dziesiątków tysięcy żołnierzy brytyjskich, australijskich i nowozelandzkich, którzy w 1941 z rejonu Chanii i Rethimno zwiewali na piechotę przez te potężne góry ścigani przez Niemców , aby z CS łódkami zostać przewiezionymi na transportowce morskie.
Dalszy plan na ten dzień został zainspirowany przez przewodnik Kreta Baedeckera, którym się posługiwałem na tym wyjeździe. Pisało tak : w odległości 3 km od Chora Sfakion znajduje się przepiękna miejscowość Loutro, do której można dojść z Chora Sfakion w 2 godziny szlakiem pieszym, a wrócić promem wieczornym. Do Loutro można jedynie dopłynąć albo dojść, nie prowadzi tam żadna droga dla aut.
Ruszamy z CS o 13.45 zostawiając Polo na ulicy.
Szlak najpierw prowadzi drogą asfaltową w kierunku Anopoli.
Podejście jest w miarę łagodne, po 45 minutach dochodzimy do miejsca, w którym z asfaltu odłącza się szlak górski E4.
W tym momencie mnie włosy się lekko jeżą, żona blednie a córka z płaczem stwierdza, że ona tam nie pójdzie za żadne skarby. Po bardzo stromym zboczu serpentyną prowadzi w dół bardzo wąska ścieżka. Na taki widok np. Zawodowiec pewnie ziewnąłby i rzekłby : nuuuuuda, dla mnie samego też ta trasa nie stanowiłaby problemu, ale miałem pod opieką dwie bardzo przestraszone panie, i naprawdę nie byłem pewny czy nie stanie im się jakaś krzywda, bo aż trudno mi znaleźć słowa aby opisać tę przepaść.
Po 15 minutach panie się trochę uspokajają. Biorę córkę za rękę, oddając aparat żonie, przez co z początkowego odcinka trasy nie ma wcale zdjęć. Ścieżka ma nie więcej niż pół metra szerokości, po części składa się z luźnych piargów i wymaga cholernej uwagi. Serpentynami schodzimy w dół do miejsca w którym ścieżka się wypłaszcza, ale nadal skaczemy po skałach mając po lewej bardzo strome zbocze.
W pewnym momencie stoję na kamieniu stanowiącym ścieżkę, a pode mną prawdziwa prawie pionowa przepaść. Dodatkowo jesteśmy wystawieni na słońce jak na patelni, na szczęście od morza wieje przyjemna bryza i po wysmarowaniu wszystkich widocznych części ciał kremem do opalania można iść. Szlak wije się wcięty w zbocze gór na wysokości od kilku do stu kilkudziesięciu metrów npm.
Nagle na ścieżce drogę zastępują nam dwie kozy: większa i mniejsza.
Żądają opłaty 5E za możliwość dalszego maszerowania. Gdy odmawiam uiszczenia zawyżonego haraczu i zdecydowanie maszeruję w ich stronę z zaciśniętymi pięściami, wskakują na skały powyżej i obrzucają nas kamieniami.
Przed nami plaża Sweetwater.
Do niej można jedynie dojść albo dopłynąć motorówką. Pod drzewami namioty, na plaży pomieszani naturyści i tekstylni. Knajpka i czysta natura.
Po krótkim odpoczynku, ruszamy dalej, kierując się na widoczną ścieżkę
W totalnym pustkowiu stoi cerkiewka
Zza zakrętu wyłania się Loutro,
ale nadzieje są płonne, kolejnych zatok które musimy okrążyć, jest jeszcze sporo.
Z zabranych 3 litrów wody zostało już tylko trochę dla córki, temperatura w butelce około 50 stopni
Gospodarze gór towarzyszą nam nieustannie : dyskretnie albo ostentacyjnie
Na szczęście docieramy do wioski na ostatkach sił i wody, o godzinie 17.
Sama miejscowość jest umalowana typowo po grecku, białe mury i niebieskie okna drzwi. W innych miejscowościach Sfakii nie używa się takich kolorów, ciekawe dlaczego ( gospodarz Studios Stavris w trakcie dyskusji o kryzysie wyraził się : ''ci durni Grecy'' ).
Pomiędzy stromymi zboczami a brzegiem morza wcisnęło się kilkadziesiąt domów, same hotele i knajpy.
W pierwszej z brzegu knajpie zamawiamy 3 litry zimnych płynów i osuszamy butelki w 10 minut. Córka dostaje jeszcze loda i mnóstwo pochwał, jak to dobrze dała sobie radę i jaka dzielna. Wypuściła to drugim uchem, ważniejszy był
Czekamy na prom. O 18.10 zza skał wyłania się Daskalogiannis i sprawnie dobija do nabrzeża.
Grupka około 100 osób czekających w Loutro błyskawicznie ładuje się i po 5 minutach prom pruje do Chora Sfakion, oprócz nas załadowany tłumem tych, co zaliczyli wąwóz Samaria. Za darmo prezentuje powtórkę z dzisiejszego dnia.
Po pół godzinie wysiadamy i autem wracamy do domu, a ja przyrzekam paniom, że nigdy więcej nie wyprowadzę ich w takie wertepy.
A przecież to nie moja wina, że Baedecker mijał się z prawdą. Ani słowa, że to nie jest ścieżka spacerowa, a podane liczby mocno mijały się z rzeczywistością. Na dołączonej do przewodnika mapie odległość w powietrzu pomiędzy CS i Loutro to 6 kilometrów a nie 3 jak w książce, a czas przejścia 2 godziny pewnie jest do osiągnięcia, ale nie w takim składzie ekipy.
No to jeszcze parę fotek trudnych do powiązania z tekstem
PS Proszę tę relację potraktować z lekkim przymrużeniem, przechadzka jest bezpieczna i daje niezapomniane wrażenia. Można na przykład wyjść wiele wcześniej, i zrobić sobie dwugodzinną przerwę na Sweetwater albo którejś z plaż bezludnych. Albo przejść poza Loutro do kolejnych plaż i zobaczyć wylot wąwozu Aradena