Cześć
Od razu do rzeczy - obiecany kolejny dzień podróży.
CZĘŚĆ SZÓSTA - WYJEŻDŻAMY Z WIEDNIA NA POŁUDNIE
Z samego centrum Wiednia nie miało sensu szukanie stopa, więc musieliśmy się dostać na jakąś wylotówkę lub wjazd autostradowy. Z pomocą przyszły moje wydrukowane notatki - trzeba było się tramwajem udać do stacji Maria Enzersdorf - tuż przed wyjazdem pokazałem to naszemu gospodarzowi i znaleźliśmy na internecie że do stacji Brunn-Maria Enzersdorf dojeżdża się wspomnianym wcześniej Schnelbahnem.
7 rano wychodzimy, wskakujemy w metro, w dużym węźle przesiadkowym pytam w informacji gdzie ten Schnellban, okazuje się że to taki bardziej pociąg podmiejski niż tramwaj - znaleźliśmy, dojechaliśmy. Patrzę w notatki - "zawróć, przejdź 100 metrów, skręć w prawo i tam jest super miejscówka do łapania". Zawracam, przechodzę, skręcam - i stwierdzam że mamy chyba z osobą która to pisała różne definicje super miejscówki. Przede mną jakieś osiedle domków. No gdzie do cholery ta autostrada
?
Była 10 rano a tu już lampa na niebie - nie uśmiechało nam się błądzić z plecakami i szukać wyjścia z tego osiedla. Zostawiłem dziewczynę z plecakami w cieniu i udałem się w kierunku gdzie wydawało mi się powinna być autostrada. Przeszedłem kilometr i nic. Same domki. W ogóle ani żywej duszy - jeśli nie liczyć robotników pracujących w jakiejś dziurze w jezdni. Ale zobaczyłem że jest z nimi jakiś kierownik (bo w koszuli
) więc pomyślałem są większe szanse że się z nim dogadam po angielsku.
Marzenie ściętej głowy. Nur Deutsch. No dobra. Układam te zdania. Mówię że miała być Autobahn a nie ma i warum? No to facet że sorry ale zwei kilometer trzeba iśc. A ja mówię że hundred meter miało być więc jak to. No ale powiedział że nur tam potem links potem rechts i autobahn. No to wracam po dziewczynę. Bierzemy plecaki, przedrałowaliśmy 2 kilometry no i rzeczywiście - wjazd na autostradę.
Dwa słowa wyjaśnienia - jak się okazało (ale to odkryłem dopiero w drodze powrotnej) Brunn-Maria Enzersdorf to PRAWIE to samo co Maria Enzersdorf. A "prawie" ... wiadomo. Są to 2 różne stacje na które dojeżdża się rożnymi środkami lokomocji, oddalone od siebie pewnie o parę kilometrów. No ale grunt że trafiliśmy na jakiś zjazd.
Wymalowaliśmy GRAZ na tabliczce i zaczęliśmy łapanie - wcześniej mieliśmy dość duże obawy jak to będzie w tym kraju, bo w Polsce szło średnio-w miarę, w Czechach dużo lepiej ale to w końcu oba kraje słowiańskie, więc mentalność zabierania obcych ludzi do samochodu w Austrii może być zupełnie inna. Nasze obawy na szczęście były bezpodstawne, już po minucie widzieliśmy że nie jest źle - wprawdzie nikt nie stawał, ale nie było takiego braku reakcji na naszą dwójkę jak w Krakowie; pojawiały się jakieś uśmiechy, gesty, że jadą tylko kawałek itp.
Nie minęło 20 minut, zatrzymała się przy nas biała Alfa Romeo. Kierowca wprawdzie nie jechał na Graz tylko do Wiener-Neustadt, ale to zawsze jakieś
kilkadziesiąt kilometrów. Siadam koło niego i mówię z góry sorry za mój niemiecki. Na szczęście ów pan mówił bardzo dobrym angielskim - sama przyjemność! Pogadaliśmy o mistrzostwach, drogach w Polsce i Austrii
Ledwo ruszyliśmy a jemu coś pika na desce - mówi: bagażnik niby niedomknięty, a wiem że zamykałem. Pytam czy to nasze plecaki przeszkadzają. On tylko westchnął pokręcił głową i mówi: "Alfa...". Ja na to "But it's beautiful". On: "Beutiful... and that's it"
Dawniej zawsze chciałem mieć Alfę. Muszę to zweryfikować.
Wysiedliśmy na zjeździe, przeszliśmy na wjazd i łapanie od nowa - tu trochę dłużej, ale zatrzymał się starszy Pan - z nim rozmowa była na wpół po niemiecku na wpół po angielsku, ale generalnie stwierdzam że wszyscy Austriacy, z którymi jeździliśmy w obie strony, radzą sobie z angielskim dobrze albo wręcz bardzo dobrze. Pan nas wysadził na "Raststation" kilkadziesiąt km dalej.
No i wtedy doceniliśmy jazdę autostradami - wcześniej wydawało mi się to jakieś nienaturalne do stopowania i bardziej układałem trasę pod kątem jak
najmniejszej odległości - stąd m.in. nasza przeprawa przez Czechy gdzie stopów łapaliśmy dużo, ale krótkich. Natężenie szpilek w Czechach i w Austrii chyba mówi samo za siebie jak się tam jeździło. Dlatego też nasza droga powrotna różniła się dość znacznie od drogi w tamtą stronę. Podstawowa zasada - nie wolno łapać NA autostradzie, więc trzeba się zawsze ustawić gdzieś przed znakiem początku autostrady. Czasem jest ciężko o dobre miejsce, bo wjazdy są ciasne, nieraz szybkie, ale jakoś zawsze coś znaleźliśmy.
Na stacji spotkaliśmy dwóch tirowców z Polski, niestety jeden kładł się spać a drugi już miał komplet. No to trzeba było zrobić sobie przerwę na piwo (to żółte, a jak
).
[odpoczynek na Raststation]
Potem próbowaliśmy znowu zagadywać jakichś kierowców na parkingu ale bez większego rezultatu. Więc ustawiliśmy się przy wyjeździe i łapanie od nowa. W którymś momencie przejeżdża koło nas takim małym audi młoda kobieta - rzut oka na tylne siedzenie - dziecko w foteliku. No to wiadomo że się nie zatrzyma.
Ale chyba się tak szczerze do niej uśmiechaliśmy (bo widać było po jej twarzy że podjęła szybką decyzję) i zatrzymała się. Auto 3 drzwiowe, my z ogromnymi plecakami no i dzieciak z tyłu ale pomieściliśmy się - ja rozmawiałem z mamą z przodu a dziewczyna z synkiem z tyłu po niemiecku - pokazywał jej jakąś grę i tłumaczył ile kulek wrzucił do jakiegoś tam wiadra
Bardzo fajny stop.
Z jednym wyjątkiem - jak się rzuciliśmy do pakowania do tego autka niestety zostawiłem swoje okulary słoneczne na tej stacji - musiały jakoś wypaść. A były całkiem przyzwoite więc ze 2 dni ich jeszcze nie mogłem odżałować. Potem chodziliśmy w lustrzankach od dziewczyny na przemian. No ale podróż wymaga poświęceń
Tym bardziej że kolejny kierowca zatrzymał się chyba po 2 minutach więc humor był niezły. Zabrał nas jedyny Austriak który mówił wyłącznie po niemiecku i z rysów twarzy obstawiałbym tureckie pochodzenie. Bardzo sympatyczny, zabrał nas prawie pod sam Graz, niestety wysadził w nienajlepszym miejscu bo nie na zjeździe tylko w takiej małej zatoczce-parkingu jakie są przy autostradach. Stało tam kilka aut a ich przepustowość przez to miejsce była znikoma. A na autostradę wyjść nie mogliśmy.
Ale jak tylko wysiedliśmy z auta dostrzegamy samochód na polskich blachach - i to nie zapakowany z rodziną na wakację tylko jakiś pan koło 30tki stał przed nim i rozmawiał przez komórkę - przedstawiciel handlowy. To spotkanie niestety wpisało się w stereotyp o którym wspominał
weldon na pierwszej stronie tego wątku. Rozmowa była mniej więcej taka:
- o dzień dobry może by nas pan mógł podrzucić dosłownie do pierwszego zjazdu bo tu nas w takim miejscu facet zostawił
- a gdzie jedziecie?
- do Chorwacji, stopem.
- stopem? to już nie da się jakoś inaczej (czasem człowiek nie wie co takiemu odpowiedzieć
)
- to dałoby się zabrać kawałek ?
- hmm bo ja wiem, no nie wiem... to tu łapcie.
- ale tu nikt nie jeździ
- to wyjdździe na autostradę
- ale tam nie możemy
- no w sumie to nie wiem czy wam to coś pomoże ...
Widzę że facet mocno niechętny żeby nas podrzucić kawałek no to mówię:
- trudno, jak pan nie ma czasu za bardzo to nie będziemy głowy zawracać
No to on że rzeczywiście nie ma czasu i znowu, że i tak nam to pewnie nic nie pomoże. Ale chyba się w końcu do niego dziewczyna ładnie uśmiechnęła bo zgodził się ten kawałek nas wziąć. Wysadził nas na najbliższej raststation parę kilometrów dalej, więc już w lepszym miejscu niż byliśmy. Podczas jazdy:
- a pan był w Chorwacji kiedyś?
- tak, w Zagrzebiu kilka razy służbowo. Na wakacje nie ma czasu. Trzeba pracować.
Wysiadając dziękujemy i mu mówie na dowidzenia żeby jednak wziął urlop i sobie wypoczął trochę (kulturalnie), ale on nie zmienił zdania "nie ma czasu. Czasy studenckie już się skończyły".
Pozdrawiamy serdecznie tego pana i dziękujemy za podwózkę, ale jeśli dotrze kiedykolwiek na to forum to chyba zobaczy że na wczasy warto jednak jechać
Wylądowaliśmy na tej stacji (bardzo duża, masa tirów na parkingu), z dobrymi humorami, bo przemieszczanie jak na razie szło nieźle tego dnia. Trzeba było podjąć decyzję - jedziemy teraz na południe: Maribor, Zagrzeb i potem na wybrzeże, czy jeszcze na zachód i potem na południe Ljubljana, Rijeka i już właściwie woda. Była jeszcze trzecia opcja - południe na Maribor i skok na zachód zrobić przez Słowenię.
O ile (z tego co widzę) trasa Maribor - Zagrzeb jest wybierana przez wielu kierowców do dla nas to nie była taka dobra opcja. Nie wiedziałem jak się łapie w Chorwacji - spotkałem się z kilkoma sprzecznymi opiniami, więc wolałem wjeżdżając do Chorwacji być juz na wybrzeżu - ominięcie tej trasy to też większy komfort psychiczny - nie byłoby sytuacji "wreszcie jesteśmy w Chorwacji ale jeszcze dzień podróży przed nami". Początkowo byłem za opcją numer trzy czyli jak najwięcej drogi pokonać przez Słowenię, raz że byłem tam rok temu i bardzo mi się podobało, dwa że Słoweńcy mieli być podobno świetni jeśli chodzi o zabieranie. Ale stwierdziliśmy że z Austriakami nam się dobrze tego dnia jeździło (i daleko) więc decyzja: uderzamy dalej na Klagenfurt.
[tworzenie "Klagenfurtu"]
[I kolorowanie - no i nasz wcześniejszy Graz. i to jest uśmiech a nie ryj od świni - jak powiedziała moja koleżanka !
]
No i niestety nie było tak różowo w łapaniu - zeszła nam z godzina albo i więcej, słońce znowu nas zaatakowało. Staliśmy na rozjeździe Słowenia/Klagenfurt więc po pewnej chwili domalowaliśmy tabliczkę SLOVENIA i próbowaliśmy już łapać cokolwiek. W pewnym momencie podjechało auto z trójką młodych Francuzów - pytam się po angielsku, niemiecku czy jadą na Klagenfurt, widać było że mnie nie rozumieli i miny mieli takie, jakby nie mogli pojąć co robi człowiek na rozjeździe z tabliczką KLAGENFURT i z plecakiem obok. Kiedy kierowca wreszcie zajarzył zrobił tylko jeden gest "za kasę". Podziękowałem. Jedyny taki przypadek w całej trasie.
No i w końcu! znowu entuzjazm, zatrzymuje się kierowca jakimś podstarzałym kombi (czy musżę o tym wspominać
?), i jedzie aż do Villach! Widać po mapce jaki kawał z nim zrobiliśmy. Dodatkowo chłopak mówił świetnie po angielsku więc przegadaliśmy całą drogę. Zachęcałem go do wizyty w Krakowie, obiecał się wybrać.
[Po drodze na jednej stacji benzynowej widzieliśmy taką twierdzę na szczycie. Może ktoś byłby w stanie ustalić co to jest, bezpośrednio przy autostradzie (minimalnie na północ), gdzieś chyba w 1/3 drogi od Graz do Klagenfurtu]
Wysiedliśmy za skrzyżowaniem autostrad nieco na północ, nasz kierowca wysadził nas pod wiaduktem. Postanowiłem się rozejrzeć gdzie jest dobra miejscówka, spaceruję w kierunku zjazdu, wychodzę za róg, a tam ....
... 4 grupki autostopowiczów ze znakami
no to super, myślę, jesteśmy na piątym miejscu w kolejce.
... i na razie przerywam, bo trochę relacji z tego dnia juz powstało, więc ten fragment dla niecierpliwych wrzucam, ale teraz niestety nie mam czasu na dokończenie. Ale będzie wieczorem! Bo tamtego dnia jeszcze się działo. Do zobaczenia