Miało być wczoraj i odcinek już od wieczora czekał napisany na komputerze, a chyba ktoś wykrakał i sąsiad najwidoczniej przesunął router :> Dziś łapię póki się da
Zapraszam
CZĘŚĆ JEDENASTA - w Makarskiej
Jak wspomniałem ostatnio, w dzisiejszym odcinku
parę słów o fish picnicu i o pobycie w Makarskiej.
Makarski Jadran
Dziewczynę namawiałem na rejs jeszcze przed wyruszeniem w drogę, bo wcześniej byłem 2 razy (raz Makarska, raz Ciovo) i wrażenia zawsze były super. Mimo, że impreza do najtańczych nie należy, to jednak uważam że 200kun (w tym roku) za cały dzień niezłej zabawy - zdecydowanie warto. Chyba gdzieś widziałem na forum że ludzie jeszcze taniej utargowali; wiadomo, zależy to od ilości osób, no i od pory sezonu - my byliśmy w jego środku.
Właściwie o pomyśle na "fisha" (jak go nazywał pewien Polak którego poznaliśmy już na statku), po przyjeździe do Makarskiej totalnie zapomniałem, a tymczasem okazało się że J. i E. chyba wyczytali moje myśli, bo gdy wieczorem pierwszego dnia wyszliśmy na miasto, oznajmili nam że zarezerwowali na jutro 4 miejsca, "tak jak byśmy może chcieli". No pewnie że chcieliśmy
Wybór padł na Makarski Jadran ale podejrzewam że zupełnie przypadkowo, chyba po prostu ktoś ich zagadał. Rano wchodząc po trapie sobie uświadomiłem że to chyba ten sam statek na którym byłem 2 lata temu. Odnośnie paru postów które widziałem w temacie "Makarska - kompendium"
- fakt że na początku leją tylko mały kubeczek kawy i mały kubeczek rakiji (jak któryś komentujący określił "naparstek") -
ale przez parę pierwszych godzin chodził chudy kelner w paski i dolewał chętnym.
- potem wino (paskudne zgadza się - dlatego chyba trzeba szybko dużo wypić - potem smak się zmienia
) - sami leją go może 2 razy, ale aż do drugiego postoju wystarczy się przejsć do grubego kelnera w paski i dolewki do woli
- co do ryby - każdy dostaje 1 talerz z makrelą (?) ale nic nie stoi na przeszkodzie żeby wziąć 2, a potem i tak chodzi nasz pasiasty kelner i rybki chętnym dokłada. Ja zjadłem 3.
- ktoś też narzekał, że to wszystko w plastiku - szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie, żeby rozlewali tam w szkle, bo pewnie połowa tego szkła by była za burtą a druga połowa potłuczona pod nogami.
- muzyka - tu oczywiście każdy widzi to inaczej, a ja nie twierdzę że "Pszczółka Maja sobie lata" to czołówka polskiej sceny muzycznej, ale... jak się bawić to się bawić
Jeśli ktoś płynie z nastawieniem "wszystko jest do dupy" to nawet zespół na żywo by mu nie podpasował. Było Boney M, był Zorba, była muza taneczna - i dziewczyny tańczące na stołach (pewnie część opłacona, ale atmosfera była).
Fajną rzeczą jest to, że płynie się cały czas jakieś 50 metrów od brzegu (choć momentami i z 10-20, kapitan te skałki raczej musi znać na pamięć), słyszałem że konkurencja Kalipso (Calypso ?) nie robi aż takiej objazdówy, ale nie mam pojęcia jak to naprawdę wygląda bo nie mam porównania. Po jakichś 2 godzinach dopływamy na Hvar, gdzie moim zdaniem nie ma co robić poza popstrykaniem paru zdjęć w urokliwych wąskich uliczkach. Podobno ciekawy jest kościół, my go jakoś ominęliśmy. Płyniemy dalej, z godzinę i lądujemy na wyspie Brac:
Tutaj z 3 godziny przerwy. Nie wiem co jest ciekawego w tamtej miejscowości (chyba nazywała się Bol), my od razu poszliśmy się walnąć na plażę - trzeba było trochę odpocząć po "męczącym" rejsie. W okolicy tej wyspy zawsze wieje mocny wiatr, co widać było po całej masie windsurferów którzy się kręcili koło miejsca w którym leżeliśmy na plaży... i chyba zasnęliśmy.
Na szczęście przewidziałem taką okoliczność i 15 minut przed wypłynięciem statku, zadzwonił mój alarm w komórce. A że byliśmy tylko jakieś pół kilometra od portu to jeszcze leniwie poszedłem się pomoczyć i powoli wycierać. Dziewczyna patrzy już na mnie nerwowo i mówi że się spóźnimy. A ja jej tłumaczę, że ta 16.30 to jest tak orientacyjnie, i zanim się ludzie zejdą to pewnie o 16.45 odbijemy. Bez pośpiechu się ubieramy i spacerkiem po deptaku w stronę statku. Dochodzimy do portu, pokazuję na nasz statek i mówię że się nie było co stresować bo stoi i czeka. Więc wyluzowany jeszcze zrobiłem to zdjęcie...
.. obchodzimy statek... i gdzie jest trap? ... i... czemu ten statek rusza - 2 metry od brzegu, 5...10... Z niezłomnym spokojem zacząłem wołać kelnera w paski, ten nas zauważył, pobiegł do kapitana, no i Makarski Jadran zaczął przybijać z powrotem. Cały statek patrzy dziwnie na nas, dziewczyna wnerwiona, ja uśmiechnięty i mówię - przecież nic się nie stało, zdążyliśmy
O statku i naszym powrocie się jeszcze nasłuchałem nawet już w Polsce
Więc mała rada dla wszystkich - raczej na tym stateczku są punktualni.
Powrót trwa chyba z półtorej godziny, i tu są już wycwanieni bo za minibarem nie stoi nikt i dolewek nie widziałem. Ale też nie próbowałem za bardzo szukać więc możliwe że w razie czego by przynieśli. My 2 lata temu konspiracyjnie z kumplem zaszliśmy za barek, wyjęliśmy rakiję i zaczęliśmy rozlewać sami przy stoliku - pierwsza wypiła siedząca z nami wtedy Rosjanka, krzywi się i mówi - za mocna ta rakija. My pijemy, patrzymy na siebie - to była woda mineralna. Wniosek 1 - kradzież nie popłaca bo można wyjść na frajera :> Wniosek 2 - anegdoty o alkoholiźmie Rosjan mocno przesadzone, albo to my mieliśmy taką siłe sugestii
Słowem podsumowania - czy ciasno? Może i ciasno - myślę że warto siąść na środku bo wtedy jest niezły widok na obie strony (my tam siedliśmy bo nie było już miejsc bo bokach, a chyba jednak ten środek fajniejszy). Przede wszystkim - super atmosfera. Poznaliśmy jednego chłopaka spod Bielska, był ze swoją dziewczyną; chyba ich dziesiąty raz w Chorwacji. On od paru lat, co roku jeździ na tego samego fisha i jak mówi zawsze jest zadowolony. Pod koniec pyta mojej dzieczyny czy by nie chciała zdjęcia z kapitanem - zaprowadził ją do sterówki (tak to się nazywa?), a tam okazało się, że kapitan (który wygląda jak Louis de Fines) to prawdziwy showman. Z robieniem zdjęć nie nadążałem za kapitanem, który wyciągał kolejne gadżety do zdjęć - dziewczynie na głowę czapkę kapitana, do ręki fajkę, cyk następne foto, dziewczyna na ręce hak, on na głowie chustka pirata, kolejne foto, jakaś czapka z szerokim rondem itd... nie mogliśmy oboje wytrzymać ze śmiechu. Polecam zagadać kapitana o zdjęcia
na koniec fotka Makarskiego Jadrana zrobiona z plaży, podczas "objazdówki" dla nowych klientów
A wieczorem...
A wieczorami po wypiciu rakiji trzeba było iść potańczyć
. I tu duże rozczarowanie. Chyba ze 4-5 razy wyruszaliśmy na miasto w poszukiwaniu fajnego miejsca żeby potańczyć... i nic. Cała masa klubów jest przy marinie, ale wygląda to tak że ze środka leci jakaś głośna muzyka wszyscy siedzą lub stoją przy wysokich stolikach i gibają się może 10cm od pionu. Może to i taniec
Chczesz potańczyć jak człowiek z dziewczyną - zapomnij. Byliśmy w grocie - miejsce super, szkoda że muzyka nie. Dzieczyna zagadywała DJ-a czy by nie puścił czegoś do potańczenia (byliśmy JEDYNYMI osobami w środku), ale on uparcie, że nie - tylko house. Trudno się dziwić że nikt tam nie przychodzi. Jedyne w sumie fajne miejsce które znaleźliśmy i ludzie się bawili to taki klub na powietrzu z basenem gdzie też ludzie tańczą (woda do kolan). Muzyka -powiedzmy- się nadawała żeby potańczyć (po paru głębszych). No cóż moim zdaniem ubogo. Może coś lepszego by było w tym klubie który świeci światełkiem bo niebie przez pół nocy, wstęp chyba 20kun, olaliśmy sprawę, ale coś mi mówi że też taka żenada jak gdzie indziej. Wiadomo, muzyka to kwestia gustu, ale naprawdę, i tak jestem bardzo wyrozumiały jak już się człowiek idzie wybawić
Plaża
Tłumy, nie ukrywajmy. Nam to jakoś za bardzo nie przeszkadzało (a bardziej to nam się nie chciało chodzić i szukać spokojnego miejsca). Idąc od naszej kwatery do plaży, lądowaliśmy blisko takiego hotelu-restauracji który leży praktycznie na plaży. I właśnie pod nim się parę razy rozkładaliśmy bo plaża tam ma szerokość 2 metrów więc nie ma się ludzi ze wszystkich stron. Jedyny minus - raz po południu przyszła taka fala że musieliśmy rzeczy ewakuować żeby nie zalało aparatu i telefonu - wtedy się przenieśliśmy.
Za pół pogdziny powrzucam jeszcze do posta fotki,
następnym razem jeszcze parę słów o naszym domku i.... powoli zbieramy się w podróż powrotną. Chyba że ktoś ma jeszcze jakieś pytania odnośnie naszego pobytu, ale raczej najbardziej ekstremalne sytuacje jakie nas tam spotkały to piwo które się nie chciało otworzyć, chwilowy brak papieru w toalecie, albo słońce za chmurami przez dłużej niż 5 minut, ten kaliber