Dzień 9 – 24.06.2014 r. – wtorek
Poznajemy KRK... tylko czy to nadal moja Chorwacja?Budzimy się wcześnie. Nastroje różne... z jednej strony ciekawość nowego miejsca, z drugiej smutek, że opuszczamy piękny Rovinj. Chorwaci odpadli wczoraj z Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej i ten kiepski nastrój chyba się udziela. Płacimy właścicielowi naszego lokum, potem zjadamy śniadanie i pakujemy wszystko do samochodu. Pogoda nam sprzyja, zatem wyspo Krk – przybywamy!!!
Droga mija nam szybko, to zasługa autostrad. Jedziemy też przez tunel Učka, co dodatkowo wzmaga ciekawość i uatrakcyjnia drogę. Wreszcie wjeżdżamy na most prowadzący bezpośrednio na KrK. Jesteśmy. Na parkingu zaraz za mostem dopada nas pierwszy naganiacz na kwatery, ale rezygnujemy z jego usług, bo naszym celem jest Baška.
Uffff jak gorąco. W samochodzie, z klimatyzacją, jeszcze jako tako dajemy radę. Drogi, jak to na wyspie, bardzo kręte. Uderza mnie brak ciekawej roślinności. Monotonna droga, co jakiś czas morze... dobrze, że chociaż pojawiają się góry. Przyznam szczerze, że pierwsze wrażenie z pobytu na wyspie, nie jest najlepsze... Docieramy do
Baški - umordowani. Przed nami jeszcze szukanie kwatery. Płacimy za parking i ruszamy. Upał taki, z jakim jeszcze w tym roku się nie spotkaliśmy. Uliczki Baški puste, zatem idziemy obejrzeć słynną plażę. I tu zamieramy... Do środka sezonu daleko, a na plaży człowiek przy człowieku, ręcznik przy ręczniku. Hmmmm to chyba nie jest to, czego się spodziewaliśmy...
Plaża w BašceNadal BaškaŁaweczka z uroczym widokiem na góry, w BašceZmęczenie i upał na tyle daje nam się we znaki, że podejmujemy decyzję o znalezieniu miejsca noclegowego jednak poza tym zagęszczeniem turystycznym... Jak pokaże czas nasza decyzja nie należała do najlepszych... Choć wszystko ma swoje plusy i minusy.
Nasz kolejny przystanek to
Vrbnik. Miejsce ładne, ale naszym priorytetem jest dobra plaża dla małego dziecka. To, co znajdujemy, bardzo nas rozczarowuje. Jedna plaża z zejściem ze skał, a druga, owszem, żwirowa, ale maleńka.
Jedyna fotka z tego dnia z Vrbnika. Wrócimy tu w innych nastrojach i wtedy będzie na co popatrzeć Następny przystanek to
Šilo. Maleńka miejscowość – plaża nie za duża, ale łagodna, kiosk, knajpka, lodziarnia, bankomat. Jak dla mnie możemy zostać, ale mąż upiera się na dalszy rekonesans wyspy. Nasze zmęczenie sięga zenitu. Do tego dochodzi irytacja, że te wszystkie miejscowości dotąd widziane jakieś takie mało chorwackie - zgubiło nas myślenie o wyspie Krk, w kategoriach widoków z Hvaru, Brac czy Korculi.
Nasz następny przystanek to
Soline.... i to nas gubi. Nie mamy siły szukać dalej. Widzimy, że dużo tu apartamentów, dlatego parkujemy – na bezpłatnym parkingu (!) i idziemy szukać lokum. Ku naszemu zdziwieniu udaje się to bardzo szybko. Jeszcze nie przeczuwamy, że coś z tym miejscem jest nie tak...
Powinna nam powiedzieć bardzo zdziwiona mina dziewczyny opiekującej się domem, gdy usłyszała, że chcemy tu zostać 7 nocy (niestety po angielsku nie mówiła wcale, a po chorwacku po raz pierwszy my nic nie rozumieliśmy). Dopytywała kilka razy. Apartament piękny, kilkupokojowy, przestronny, z tarasem. Kilka następnych godzin uwidoczniło nam błąd, który popełniliśmy opuszczając Baškę.
Po posiłku i odpoczynku idziemy na rekonesans miejscowości. Na pierwszy rzut – plaża. Mina nam rzednie, gdy okazuje się, że plaża nie różni się zupełnie od tych, które spotkać można nad polskimi jeziorami. Zamiast piasku, z ziemi wyrasta ostra trawa. Woda... co to jest? Wiedzieliśmy, że tu, w Soline jest zatoka, ale żeby wyglądało to aż tak mało jadranowo? Woda, owszem, ciepła, ale koloru szaro brunatnego, z dziwnymi glonami. Przysiadamy na chwilę, a ja mam jeszcze nadzieje, że może jednak trochę dalej będzie normalna, chorwacka, żwirkowa plaża, z ładnym morzem, o słynnym turkusowo, granatowym kolorze...
Naszą uwagę, ale w bardzo negatywnym znaczeniu zwrócił też bar przy plaży, a w zasadzie kontener – smażalnia frytek. Oprócz dwóch pań smażących i samotnego pana nie kręcił się tam nikt, a z głośników sączyła się.... i to mnie dobiło maksymalnie – bożonarodzeniowa płyta Elvisa Presleya... uwielbiam ją...ale nie w Chorwacji i nie na progu lata!!!
Szukamy sklepu, bankomatu i knajpki z pysznym jedzeniem. Idziemy w jedną stronę miejscowości – po kilkuset metrach okazuje się, że wyszliśmy na ruchliwą szosę. Wracamy zatem na jedyną i główną drogę i idziemy na jej drugi koniec. Jakież jest nasze rozczarowanie, graniczące z rozpaczą, gdy okazuje się, że tu też po kilkuset metrach kończy się zabudowa. Mam w oczach łzy! Zamówiliśmy tu 7 noclegów, za grube Euro, a tu nic, co przypominałoby mi Chorwację!!! Zapada decyzja, że zostajemy tu tylko dwie noce i wracamy do Baški, która teraz, w porównaniu z Soline, wydaje nam się rajem.
Dzisiejszy dzień jest zdecydowanie najgorszym z całego wyjazdu. Po pięknie Rovinja, trafił się nam istny koszmar. Jutrzejszy dzień postanawiamy odpocząć na tutejszej plaży – nie mamy siły po raz kolejny się pakować i jechać przez całą wyspę. Jak pokaże czas i odpoczynek na plaży nie będzie nam tu dany.
Do tego wszystkiego okazuje się, że nasz balkon wychodzi na jedyną tu drogę, która prowadzi do miejscowości z campingiem, dlatego zamiast bajecznych kwiatów, zapachu pinii i morza, mamy spaliny i hałas silników. No jak w jakiejś czarnej komedii.
Otwieramy butelkę wina i pijemy je na smutki na balkonie, a synek dostaje zakupiony specjalnie na awaryjne sytuacje mały zestaw lego duplo. Przynajmniej on się cieszy.
Z dzisiejszego dnia mamy tylko 4 zdjęcia....w tym ani jednego z Soline... jakoś nie mieliśmy nastroju.
ale ciekawy c.d.n.!