19.06.2014 r.
c.d.
Droga do POREČA zajmuje nam niewiele czasu. Parkujemy na bardzo dużym parkingu, niedaleko starej część miasta i ruszamy na zwiedzanie. W Poreču byłam przed około 10 laty, jednak zupełnie nie mogłam odnaleźć go w szufladkach pamięci. Chyba dlatego, że wówczas jednego dnia zwiedzaliśmy także Rovinj i to właśnie on zapadł mi bardziej w myślach. Pora zatem odświeżyć wspomnienia. Jest bardzo gorąco i duszno, dlatego kierujemy się w stronę gęsto zabudowanych uliczek.
W Poreču zdecydowanie więcej turystów, jednak udało nam się znaleźć także bardziej wyludnione miejsca.
Obowiązkowym punktem do odwiedzenia w tym mieście jest oczywiście Bazylika Eufrazjana z połowy VI wieku, zachwycająca mozaikami i elementami architektonicznymi.
Jedna z wielu mozaik bazyliki
Spędzamy w niej sporo czasu, bo zachwycają nas te wszystkie łuki, kolumny, bizantyjskie złoto. Już sam wejście do bazyliki przedstawia się imponująco. Drugi powód, dla którego zostajemy tu dłużej – bardzo prozaiczny – przyjemny, orzeźwiający chłód.
Pora wyruszyć na dalszą penetrację miasta. Bocznymi, ładnymi uliczkami kierujemy się przed siebie i dochodzimy do nadmorskiej promenady.
Tu też przyjemne orzeźwienie daje bryza z dość wysokich fach bijących o betonowy brzeg. Promenada prowadzi nad do miejsca, gdzie cumują jachty i stateczki wycieczkowe, a także jest wiele kawiarni i restauracji. Tu upał jest porażający, ale na niebie zauważyć daje się także niepokojąco ciemne chmury. Porządny deszcz z pewnością oczyści powietrze. Póki co siadamy na jednej z ławek i wpatrując się w uliczny gwar, zjadamy przekąski.
Poryw nagłego wiatru, zwiastującego małą nawałnicę, jest dla nas sygnałem, że pora ewakuować się z otwartej przestrzeni. Jeszcze kilka ujęć ładnych elementów mijanego krajobrazu, zakup pamiątek i kierujemy się w stronę samochodu.
Deszcz dopada nas w trakcie drogi. Jest spory, ale przyjemnie ochładza. Mamy nadzieję, że to przejściowe załamanie pogody.
Gdy tylko zaparkowaliśmy samochód, wypatrzyłam tzw. „dziadka”, który stał ze swoim kramikiem istryjskich pyszności. Teraz, pomimo deszczu, postanawiam go odnaleźć. Dziadek stoi i kusi nas różnymi trunkami, miodami, oliwą. Tym razem ulegamy, a nasz bagażnik zapełnia się smakowitym zapasem oliwy oraz wina. Lubimy wieczorem, po całym dniu zwiedzania, usiąść na tarasie ze szklaneczką smacznego napitku.
Deszcz już prawie ustał – przyniósł upragnione oczyszczenie dusznego powietrza, a my obieramy kierunek na Novigrad.
Jeśli chodzi o Poreč, to nieco nas rozczarował. Owszem, warto tu pospacerować, ale my zdecydowanie cieszymy się, że na dłuższy pobyt wybraliśmy Rovinj – wahaliśmy się do ostatniej chwili. Dla mnie bardzo odstręczający są namolni naganiacze do restauracji. Nie znoszę, gdy natrętnie podają menu i osaczają. Gdy mam ochotę wejść do knajpy to i tak to zrobię, bez tego całego spektaklu. Stresuje mnie odmawianie i szukanie argumentów, na to, że teraz nie mam ochoty na jedzenie. W Poreču jakoś szczególnie było to denerwujące.