Dzień 3 - 18.06.2014 r. - środaZdobywamy Istrię cz. 1 - Vodnjan, Garižana, Pula, BaleBudzimy się przed 9, szybki prysznic i biegnę przekonać się czy to prawda, że tu jesteśmy - w tym bajkowym, pięknym mieście.
Codzienne, poranne odwiedziny mojego ukochanego miejsca w
Rovinju staną się moim rytuałem. Będzie to takie pół godzinki tylko dla mnie - na przemyślenia, czytanie książki, delektowanie się krajobrazem, obserwację okolicy i ładowanie akumulatorów na cały rok.
Pogoda jest przepiękna, na niebie ani jednej chmury. Moi chłopcy deklarują, że pod moją nieobecność poczynią poranną toaletę, a malutki zje śniadanie. Śniadanie dla mnie niestety przekracza już możliwości męża
Wychodzę z naszego tymczasowego domu, przechodzę piękną, willową uliczką, pachnącą z rana kwiatami, dochodzę do miejsca, gdzie ulica gwałtownie opada w dół, schodzę kilkanaście metrów.... i oto jest!!!
Widok, na który czekałam tyle lat, a który będę miała dla siebie codziennie przez najbliższe kilka dni! Czy życie nie jest piękne?
W mieście już słychać poranny gwar. W rodzinnej restauracji, którą mijam, ranna krzątanina - przychodzą pierwsi goście na śniadanie - głównie Niemcy, bardzo wygodnicki naród, no bo śniadanie jeść w knajpie?! No, ale rozumiem - każdy robi to, co lubi i na co go stać
.
W maleńkim porcie trwają prace naprawcze kutrów i niedużych statków wycieczkowych. W punkcie widokowym co jakiś czas stają zafascynowani panoramą turyści. W miejscu, do którego dochodzę stoją dwie ławki, ale ja wolę iść kawałeczek dalej, gdzie jestem tylko ja, szum morza i mewy.
Po jakimś czasie uznaję, że czas wracać, i tak spędziłam tu więcej czasu niż zakładałam.
Wracając do moich chłopaków, odkrywam rzecz niebywałą - tajemniczy park, do którego prowadzi furtka przywodząca mi na myśl scenę z filmu "Tajemniczy ogród" w reż. Agnieszki Holland.
Z jednej strony starą furtkę porasta zielony, dorodny bluszcz, z drugiej strony bluszcz jest przyschnięty. Uchylam bramkę i zaglądam, co jest dalej.
Zastanawiam się czy to teren prywatny, czy park publiczny. Otaczają mnie potężne krzewy. Po chwili orientuję się, że to laury, z których słynie Istria. Ich zapach jest tu intensywny, ale i tak urywam jeden listek, by upewnić się czy to rzeczywiście lubiana przyprawa do wielu potraw. Zgadza się. Już wiem, gdzie zrobię zapas listków na cały rok
Idę kilka kroków, trochę niepewnie, bo jest tu gęsto od roślin. Okazuje się, że jest to park publiczny, ale bardzo dobrze zamaskowany z każdej strony. Oprócz krzewów laurowych rosną tu krzewy granatu - akurat w pełnym rozkwicie, a także drzewa liściaste i moje ukochane pinie. Jedna ze ścieżek prowadzi do portu, z którego właśnie przyszłam. Piękne miejsce, zupełnie nieuczęszczane. Mam je prawie na wyłączność.
No dobrze, trochę dużo rozpisałam się o tych moich parkowych doznaniach. Czas wracać do rodziny. Wchodzę po schodach, a tam synek kończy śniadanie, a mąż zaniepokojony, że nie było mnie aż tak długo. Zupełnie straciłam poczucie czasu
Przygotowuję śniadanie i wyruszamy na pierwszą z zaplanowanych kilku wycieczek, podczas których będziemy odkrywać nowe miejsca, a także (co uczynię z radością po niemal 10 latach) wracać do starych, tak miło zapamiętanych.
Wyruszamy spod apartamentu, a naszym pierwszym przystankiem jest
VODNJAN.