Dzień 14 – 29.06.2014 r. – niedziela
Chorwackie Alcatraz, czyli ciekawostka dla poszukiwaczy przygody i zagadek przeszłości
Budzimy się dziś wcześniej. Pierwsze kroki kieruję nie do łazienki, a do okna, bo od dzisiejszej pogody zależy czy zaplanowany rejs będzie udany. Słońce w pełni, zatem prognoza kapitana była jak najbardziej trafiona.
Zjadamy szybkie śniadanie i udajemy się w stronę niewielkiego portu w Bašce, gdzie czeka już zacumowany „potwór” czyli nasz fish-picnickowy statek.
Podobno jest zabytkowy, na pewno w miarę dobrze utrzymany – przygotowany do nowego sezonu. Czuć jeszcze świeżą farbę....która na koniec naszego rejsu nieco ucierpi na burcie... Na dziobie widnieje waleczny smok, co synek przyjmuje ze sporym zaciekawieniem.
Jest już całkiem sporo wycieczkowiczów więc zajmujemy najbliższą wolną ławkę. Śmierdzi tu niemiłosiernie spalinami, ale z pewnością w trakcie rejsu będziemy czuć już tylko piękny zapach Jadranu. Ławki są niestety ciasne i niewygodne. Zniesiemy i to Nic nie może zburzyć naszego dobrego nastroju.
Wypływamy z portu. Oglądamy się za siebie, by zobaczyć Baškę z nieznanej dotąd perspektywy.
A teraz zdradzę, gdzie płyniemy – będzie to wyspa GOLI, gdzie w 1948 roku powstało więzienie i obóz pracy dla mężczyzn (przeciwników reżimu Tito), nazywane jugosłowiańskim Alcatraz lub Piekłem Adriatyku. Ucieczkę z wyspy uniemożliwiały wysokie i ostre skały, no ale podobno jest też plaża.
Po drodze mijamy liczne inne wysepki. Widoków zatem co nie miara.
Obsługa rejsu, na którą składa się kapitan, jego pomocnik i pewna „asystentka” wnoszą na stoły „smakołyki”. Napoje w miarę nadają się do przełknięcia, natomiast przekąski to mieszanina małych ciastek, precelków i połamanych paluszków. Śmiem przypuszczać, że trafiają nam niedojedzone pozostałości z poprzednich rejsów, sądząc po poziomie nawilgocenia i pokruszenia owych przysmaków. My tego nie zjemy, ale mewy na pewno się skuszą
Widoki nie rozczarowują – co chwila zachwycamy się pięknem morza i mijanych bezludnych wysepek. Męską część pasażerów skutecznie rozpraszają jednak inne, niż górskie, wypukłości, mianowicie te należące do pani należącej do załogi statku, pełniącej rolę kelnerki i pilotki. Mój mąż także postanowił uwiecznić sobie owe kształty.
Wreszcie, po ponad godzinie dopływamy do brzegów wyspy. Już z daleka „straszą” pierwsze obiekty byłego więzienia.