Dzień 11 – 26.06.2014 r. – czwartek
Baško, jakaś Ty piękna!Budzi nas słońce, zwiastujące ładny dzień. Nie żal nam jednak opuszczać Soline. Zjadamy na balkonie śniadanie i wykonujemy jedyne z tego miejsca fotki. Można powiedzieć, że jest tu ukazane samo centrum miejscowości. W lewo droga i domy, w prawo to samo. W obydwu przypadkach jest to jednocześnie niemalże wyjazd z miejscowości – co świadczy o tym, że jest ona bardzo maleńka.
Główna droga w Soline. Widok z balkonu w lewo......i w prawoOpuszczamy apartament około 10. Dziewczyna opiekująca się domem nie robi żadnych problemów w związku ze zmianą naszych planów i rezygnacją z pozostałych 5 noclegów.
Przed nami do pokonania około 30 kilometrów. Niedużo, ale jest to wijąca się droga, co dla osób z chorobą lokomocyjną stanowi dyskomfort. Na kilka kilometrów przed Baśką robimy przymusowy przystanek, czego domaga się nasze i tak dzielne dziecko. Po kilku głębszych oddechach wykonanych w urokliwych okolicznościach przyrody – wśród gór i grających cykad, ruszamy dalej.
Kilkanaście minut później docieramy do Baški, zostawiamy samochód na dobrze znanym i mocno przepełnionym dziś parkingu, ruszamy na poszukiwanie lokum. Kompletnie nie znamy miejscowości, dlatego zastanawiamy się czy szukać w gwarnym centrum, bardzo blisko morza czy raczej w cichej, ale urokliwej uliczce nieco dalej. Decydujemy się na drugie rozwiązanie. Słońce przypieka, dookoła ładne domy, dużo mojej ukochanej południowej roślinności. Pierwsze dwa zapytania o pokój okazują się porażką – wszystko zajęte. Idziemy dalej i spotykamy samotnie siedzącego mężczyznę przy jednym z piętrowych domów. Pytamy go o wolne apartamenty. Okazuje się, że jest to turysta, prawdopodobnie Słowak. Powiedział nam, że właścicielki domu są w pracy i będą dopiero po południu. Nie mogliśmy tyle czekać, bo upał zrobił się ogromny, a i zmęczenie z tym związane zaczęło nas ogarniać. Miły człowiek zaproponował, że popyta wśród innych właścicieli, bo zna ich dobrze, z racji spędzanych tu co roku wakacji. Już po kilku chwilach macha do nas radośnie i zaprasza do domu kilkanaście metrów dalej. Okazuje się, że prowadzi go starsza pani o słodko brzmiącym i dobrze zapowiadającym imieniu Milka. Okazuje się, że ma wolny apartament 4-osobowy, ale z racji braku chętnych my możemy w nim zamieszkać (to są plusy przyjazdu przed sezonem. Za kilka dni obłożenie apartamentów było tak duże, że znalezienie wolnego graniczyło z cudem). Ustalamy korzystną dla obydwu stron cenę, Słowak też szczęśliwy, że mógł pomóc (od tej pory pozdrawiał nas radosny, jak tylko mijaliśmy się na ulicy).
Jesteśmy zachwyceni – mamy dla siebie przytulnie i bardzo tradycyjnie urządzone mieszkanie – sypialnię, łazienkę taras, pokój telewizyjny, kuchnię, długi przedpokój, balkon oraz z racji tego, że wybieramy parter, także teren przyległy z wygodną ławą i ławkami – widzimy z tego miejsca piękne góry. Z dodatkowej sypialni i łazienki nie korzystamy. Do tego bardzo duży parking więc odpada stres z zablokowanym miejscem na samochód.
Szybko wnosimy walizki, rozkładamy potrzebne przedmioty i ruszamy na plażę. Oj jak tym razem nam się tu podoba! Jaka odmiana po pustej, wręcz wymarłej, zupełnie niechorwackiej Soline. Są ludzie, są knajpki, lodziarnie, widoki, kwiaty – Chorwacjo witaj!
Fragment plaży w BaśceTłum na plaży duży, ale my należymy do osób cierpliwych, dlatego spacerkiem ruszamy jak najdalej od zagęszczenia opalających się i kąpiących. W pobliżu campingu ludzi jest zdecydowanie mniej, a i widoki ładniejsze – góry schodzące wprost do błękitnego morza. Przepiękna plaża w Bašce ciągnie się na 2 kilometry, a my już cieszymy się, że tu z pewnością będzie gdzie spacerować.
Nareszcie odpoczywamy. Beztroskie leniuchowanie, zabawy w ciepłej wodzie – to coś, czego potrzebowaliśmy po ponad tygodniu aktywnego zwiedzania. Po kilku godzinach wracamy na obiad, a potem wyruszamy na dalsze poznawanie Baški, tym razem jej części gastronomiczno-portowej. Nastój mamy wyborny. Baška spełnia w pełni nasze oczekiwania odnośnie miejscowości turystycznej.