Tak jest w Albanii .To jak będzie w państwie Kosovo ? Nawet za 30 lat Chorwacji tam nie zrobią.
Albania, ciemna studnia Europy
Ten kraj nie może być normalny, nawet Lonely Planet nie wydał jeszcze przewodnika po Albanii powiedział kumpel, gdy zapowiedziałem swój wyjazd na to zadupie Bałkanów
Pobożni muzułmanie mają problem, bo wielu pracodawców nie chce ich zatrudniać, być może z obawy przed próbami islamizacji załogi, a może po prostu nie lubią brodaczy i ich modlitewnych dywaników. Dlatego wielu młodych wyznawców stara się pracować na własny rachunek najczęściej prowadzą punkty sprzedaży i naprawy telefonów komórkowych, całkowicie zdominowali rynek. Widać też ofensywę arabską: śpiące na naftowej kasie fundacje z Emiratów, Arabii Saudyjskiej czy Kataru starają się odbudowywać meczety i medresy, otwierają szkoły zawodowe, prowadzą kursy językowe, a według niektórych także werbują przyszłych terrorystów.
Wsiąść do pociągu.
Choć napływ islamskich pieniędzy nie podoba się wszystkim, Albania potrzebuje pieniędzy jak żaden inny kraj w Europie. Gospodarka jest w stanie kompletnego rozpadu, podróbki wszystkiego przemycane przez nieszczelne granice zalewają rynek, nawet coca-cola w szklanych butelkach jest zabezpieczona plastikowa banderolą. Gdyby nie milion Albańczyków pracujących za granicą, głównie we Włoszech i w Grecji, kraj musiałby wywiesić białą flagę.
Albańczycy jakoś sobie z tym wszystkim radzą, państwo gorzej. Emerytury i renty to abstrakcyjne słowa, buduje się tylko prywatnie i bez zezwoleń, często urzędnicy nie nadążają nawet z nadawaniem ulicom nazw, a transport zapewniają zdezelowane busy, oczywiście z fabryki mercedesa. Kierowcy ruszają jak zapełnią wszystkie miejsca, a jak ktoś chce się dosiąść po drodze, to dostaje plastikowe krzesełko albo skrzynkę po piwie.
Alternatywą dla dróg, na których gdzieniegdzie spomiędzy dziur i szutru wyłanie się asfalt (trzeba liczyć godzinę na 30-50 kilometrów), jest kolej. Odradzano nam pomysł podróży Durres-Szkodra po torach, ale przecież 120 kilometrów pociągiem brzmi jak sympatyczna przejażdżka wśrod pięknych albańskich krajobrazów, zwłaszcza że bilety po kilka złotych. Miny zrzedły nam nieco na dworcu, gdy spalinowa ciuchcia - kolej nie jest zelektryfikowana - przyciągnęła na peron kilka rozpadających wagonów z włoskiego demobilu, częściowo bez szyb, drzwi, z wyprutymi flakami siedzeń. Wolno tocząc się od wsi do wsi (nikt nie mówił, że to ekspres), wagony pęczniały od podróżnych, głównie rolników z plonami i inwentarzem. Sześć godzin później i kilkanaście sympatycznych rozmów w albańsko-włosko-ogólnosłowiańskim byliśmy na miejscu. Ale przecież nam się nie spieszyło.
Taka jest Albania niespieszna, ale szczera. Brudna, ale uśmiechnięta. Taka, nie przymierzając, antyteza Holandii czy innych Niemiec. Tutaj obcokrajowiec wciąż wywołuje zdziwienie, które zwykle szybko przechodzi w sympatię. Tutaj, gdy zapadnie zmrok, można usłyszeć serię z kałasznikowa na wiwat, bo córka bierze ślub. Jest tanio, choć czasami po azjatycku trudno załatwić najprostrze rzeczy. Śródziemnomorska przyroda, dziesiątki pustych plaż, dobre alkohole. Poradze wam coś jedźcie, póki nie ma wycieczek z TUI czy innego Orbisu. A jak macie kasę, to kupujcie ziemie za 30 lat to będzie kolejna Chorwacja.
Konrad Konstantynowicz