napisał(a) caal » 23.12.2007 22:16
Od dłuższego czasu się zastanawiam czy zabrać głos czy nie. Ale doszłam do wniosku, że tez się wypowiem, niczego to nie zmieni. Ale przynajmniej powiem co myślę.
Otóż bez względu na wszelkie zaszłości i zdarzenia uważam, że pozbawianie Serbii Kosowa to zbrodnia. To jest kolebka serbskiego państwa i jest to fakt historyczny, niezaprzeczalny. Zabranie Serbom Kosowa to w moim odczuciu akt okrutnej niesprawiedliwości. I co to ma niby być? Kara za ostatnią wojnę? Rekompensata? Ostateczne jakieś upokorzenie? Bardzo, bardzo mi się to nie podoba, Kosowo powinno być serbskie. Takie mam zdanie. I tak będę powtarzać, jakby ktoś pytał, jak Katon o konieczności zniszczenia Kartaginy.
Przy czym chciałabym zaznaczyć, że nie mam żadnych antypatii, ani sympatii. Ludzie są różni, fajni i nie fajni, tacy i tacy zdarzają się wszędzie. Ohydny truizm, wiem, ale zaznaczam, żeby nie było, że np. darzę szczególną niechęcią jakąś konkretną nację bałkańską. Nie jest tak. Lubię Bałkany, lubię tamtejszych ludzi, pomijam jakieś wyjątki, podoba mi się tam w zasadzie wszystko, klimat, kultura, zabytki, jedzenie, wszystko. Ale też wiem, że jest to komfort, bo nie jestem tam w nic uwikłana rodzinnie, jestem tam obca, więc na taki komfort mogę sobie bezboleśnie pozwolić. Dlatego uczciwie mogę powiedzieć - żal mi ludzi, ofiar tej okrutnej wojny, tym okrutniejszej, że bratobójczej, ale nie mogę powiedzieć, że jedni z nich mieli rację, a inni nie. W tej wojnie nikt nie jest czysty i niewinny, wszyscy mają swoje racje i swoje ciemne strony.
My płaczemy cały czas, że zabory, że to z tego powodu nasze różne kłopoty, problemy, że przerwana ciągłość państwowości etc. A my tych zaborów, tej utraty niepodległości mieliśmy tylko 123 lata i do tej pory nie potrafimy się poskładać. A bracia Słowianie na Bałkanach? Ile? 500? Więcej. Węgrzy, Wenecja, Turcja, Austro - Węgry, tak skomplikowana historia musiała w końcu urodzić coś takiego. My chyba jednak mieliśmy szczęście, nas to ominęło. Ale było blisko. Zmiana granic po 1945 roku, która nastąpiła bez naszego udziału, bez żadnej szansy na decydowanie o tychże, coś nam zabrała, ale dała nam jednonarodowe państwo. Gdyby się tak nie stało bylibyśmy pewnie kolejnym ogniskiem europejskiego konfliktu zabijając się nawzajem z Litwinami i Ukraińcami. I po czyjej stronie byłaby racja, a przede wszystkim kto z zewnątrz miałby prawo o naszym losie decydować. Czyją interwencją nie czulibyśmy się obrażeni? No chyba tylko taką, która opowiadałaby się po naszej stronie. Dla mnie osobiście to bardzo dobra analogia, chociaż z gatunku "co by było, gdyby".
I tak oto doszłam do moich osobistych uprzedzeń, bo też nie jestem od nich wolna. Ja urodziłam się w Łodzi, wiele lat po wojnie, ale mój ojciec urodził się w Wilnie. Dla niego, moich dziadków, ich przyjaciół i znajomych, którzy w 1945 roku zostawili za sobą wszystko, całe swoje życie, Kresy to nie jest puste słowo, ani sentymentalny obrazek. To jest dom, czy też był, bo moi dziadkowie już niestety nie żyją. Ja się w takich kresowych klimatach wychowałam, wśród ludzi, którzy uważali, że m.in. Wilno i Lwów to polskie miasta i byli ich gotowi bronić, walczyć o nie. Opowieści o współżyciu z naszymi sąsiadami nie były budujące, nie sprzyjały wybaczaniu i zapominaniu. Tyle, że nam już szczęśliwie żadna wojna z tych powodów nie zagraża.
I jeszcze jedna kwestia, kwestia amerykańska. Ktoś postulował, żeby nie udawać tylko pisać, że się nie lubi Amerykanów. To piszę szczerze, nie lubię. I nie chodzi mi o poszczególnych ludzi, ale polityki amerykańskiej nie lubię i nie podoba mi się USA w roli światowego żandarma i dawcy sprawiedliwości. Czarny PR, właśnie amerykański, naprawdę odrobił pracę domową. Bardzo się chłopaki namęczyli, ale jednak udało im się wmówić ludziom, że Serbowie to faszyści i mają czarne podniebienia. Bo do chwili wojny to Chorwaci mieli za oceanem bardzo paskudną opinię ze względu na zaszłości z czasów II wojny światowej. Odsyłam zainteresowanych do świetnego artykułu w Spieglu, który ukazał się przy okazji amerykańskiej inwazji na Irak i takich właśnie problemów dotyczył. Świat naprawdę jest bardziej zróżnicowany niż chciałby nam to wmówić CNN.
I może na Bałkanach to nie było tak bardzo widoczne jak w Iraku czy Afganistanie, ale tak naprawdę nie chodzi o cudzą (albańską, serbską, iracką, afgańską itd.) wolność i demokrację, tylko o pieniądze oraz wygranie próby sił w starciu z innym światowym imperium. A że w starciu gigantów cierpią mali, kogo to obchodzi poza tymi małym właśnie?