To odpowiedź na brednie pisane na tym forum:
-----------------
Poniżej wymieniam główne przewinienia popełniane przez zachodnich dziennikarzy zajmujących się tematyką konfliktu w krajach byłej Jugosławii:
1. Pogoń za sensacją - podróżując po zapalnych regionach naszego globu reporterzy koncentrują się wyłącznie na poszukiwaniu sensacyjnych obrazków, które nie wyjaśniają odbiorcy niczego. Taki reporter przylatywał samolotem do Sarajewa, nosił kuloodporną kamizelkę, nie znał języka ani historii tego regionu. Uważał się za profesjonalistę, poszukiwał dobrych ujęć zastrzelonych cywilów, filmował krew na płytach chodnika i rozwalone pociskami domy. Konstanty Gebert , dziennikarz "Gazety Wyborczej", opowiadał, że niektórzy jego zagraniczni koledzy płacili serbskim żołnierzom w Pale za to, by tamci trafili w określonym czasie w wyznaczony budynek. W ten sposób zdobywali "świetny materiał" dla swoich wieczornych wiadomości. Pytanie, dlaczego ta wojna wybuchła, nie miało dla nich żadnego znaczenia.
2. Uproszczenie - szczególnie na początku konfliktu. Dziennikarze postrzegali wydarzenia z czarno-białej perspektywy. Serbowie - zatwardziali komuniści i agresorzy - byli skalani wszelkim możliwym złem, podczas gdy Chorwaci, a potem Muzułmanie byli szlachetnymi bojownikami o wielką sprawę wolności. Relacje tych reporterów pozostawały stronnicze i przyczyniały się do zaogniania konfliktu. Błąd ten popełniły także polskie środki masowego przekazu. Wkrótce Serbowie, którzy poczuli się dyskryminowani przez światowe media, zaczęli traktować zagranicznych dziennikarzy jako wrogów. Po prostu do nich strzelali... Z drugiej strony bośniaccy Muzułmanie, sfrustrowani po kolejnych nieudanych próbach prowadzonych przez Zachód pokojowych mediacji, oskarżyli dziennikarzy o cyniczne wykorzystywanie cierpień Bośniaków i przelewanej przez nich krwi w niskich celach pogoni za sensacją. Zagraniczni korespondenci szybko utracili szacunek i zaufanie wszystkich stron bałkańskiego konfliktu, niektórzy utracili również życie.
3. Koncentrowanie się na politykach - oni nie reprezentują interesów żyjących na Bałkanach ludzi, pragną tylko utrzymać się u władzy. Podróżując po republikach byłej Jugosławii rozmawiałem z prostymi ludĄmi w Belgradzie, Sarajewie, Skopje, Pristinie, Użicach, Splicie i zadawałem im ciągle to samo pytanie:
- Kim jesteście, jaka jest wasza narodowość?
W wielu przypadkach, szczególnie w Sarajewie, otrzymywałem odpowiedĄ:
- Myślałem, że jestem Jugosłowianinem. Teraz już nic nie wiem. Czuję się obywatelem tego miasta (Sarajewa).
Ci, którzy tak odpowiadali, bali się - utracili przecież ojczyznę, a teraz każda z walczących stron może wziąć ich za zdrajców. Wciągnięci zostali w piekło wojny wbrew ich woli. Niewielu dziennikarzy zainteresowało się tym zjawiskiem.
4. Ignorancja - wielu reporterów nie zadało sobie trudu przygotowania się do udĄwignięcia tego skomplikowanego tematu, nie znali historycznej genezy konfliktu. Nie wiedzieli, na przykład, że w czasie II wojny światowej około 20% zamieszkujących Bośnię Serbów zostało wymrodowanych przez chorwackich ustaszów i ich muzułmańskich sojuszników, że Chorwaci z Bośni bardziej ochoczo zasilali szeregi oddziałów ustaszowskich niż ich rodacy z samej Chorwacji, a walcząca z faszystami partyzantka składała się głównie z Serbów. Nie wiedzieli także, że zamieszkujący Serbię Albańczycy popierali stworzone przez Włochów faszystowskie państwo albańskie. Nie znali historii powstania po I wojnie światowej jugosłowiańskiego państwa. W Bośni zetknąłem się z reporterem ogólnie szanowanej w Polsce gazety, który zapytał mnie o to, kto właściwie walczy z kim w tej Bośni, bo on tego nie rozumie.
5. Fragmentaryzacja - pokazywanie poszczególnych, nie powiązanych ze sobą obrazków bez podawania całego kontekstu. W ten sposób dziennikarz mógł łatwo dokonać manipulacji, pozyskując sympatię dla jednej ze stron konfliktu. Reporter mógł także dostarczyć odbiorcy cały szereg różnych informacji, które były jak fragmenty wielkiej układanki. Odbiorca nie był w stanie ułożyć ich w całość i zrozumieć ogólny kontekst.
6. Nadużywanie sarajewskiej perspektywy - oczywiście najprościej było polecieć oenzetowskim samolotem do Sarajewa i przysłać stamtąd reportaż. Tak było znacznie bezpieczniej niż np. jechać do Pazaricia czy innej muzułmańskiej wioski położonej po drugiej stronie góry Igman. Należy jednak mieć świadomość, że życie w Sarajewie wyglądało inaczej niż w innych częściach kontrolowanej przez Muzułmanów Bośni. Sarajewo znajdowało się pod specjalną ochroną ONZ. Konflikt w Bośni, widziany wyłącznie z perspektywy Sarajewa, to tylko fragment większej całości.
Niestety, trzeba przyznać, że relacjonowanie konfliktu na Bałkanach przez zagraniczne media stanowiło porażkę współczesnego dziennikarstwa.
--------------------
http://www.fundacja.znak.com.pl/files/balkanski.pdf
-----------------
Jan Piekło Urodzony w 1952 roku w Krakowie, absolwent polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pracował w Gazecie Krakowskiej, od ogłoszenia stanu wojennego w Klinice Psychiatrii Dzieci i Młodzieży jako nauczyciel i terapeuta, dalej w podziemnych publikacjach Solidarności (m.in. redaktor magazynu Tumult) i Tygodniku Powszechnym. Obecnie współpracuje z szeregiem pism krajowych i zagranicznych (amerykańskich i szwedzkich), w szczególności w zakresie tematyki bałkańskiej. Wydał książkę Epitafium dla Jugosławii, zajmuje się również tłumaczeniami i poezją. Jest prezesem krakowskiego Oddziału i członkiem Zarządu Głównego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
---------------------
Polecam