napisał(a) Franz » 07.03.2011 14:46
Głód zaspokojny - możemy ruszać w drogę. Trasa tylko nieznacznie się obniża, po czym zbliża się do stóp pochyłego, skalnego filarka. U dołu wymalowane dwa równoległe, białe paski, chociaż teoretycznie szlak znakowany jest żółtymi paskami.
Teraz stromo w górę na prawo od filarka. Spore głazy urozmaicają trawiastą ścieżkę. Łapiemy się ich, chociaż na ogół obły kształt, pozbawiony wyraźnych kantów, nie ułatwia sprawy.
Teren łagodnieje i pakujemy się w wąski przesmyk pomiędzy skalnymi wrotami. Za nim otwiera się szerszy widok na wprost. A na pierwszym planie skalny nos, z którego zwisa... metalowy łańcuch. Aha - atrakcje!
Okazuje się, że czeka nas strome zejście po skalnej płycie i łańcuch ma je ułatwić. Odnoszę jednak wrażenie, że ten łańcuch nieco mi utrudnia życie. W zasadzie z niego nie korzystam, a muszę go z siebie odgarniać, gdy nasze szlaki się krzyżują.
No dobra, przyznaję - on zachowuje się raczej prostolinijnie. To ja kluczę w tę i we w tę.
Bea też ma większe zaufanie do szorstkiej skały niż do mało przyjemnego dotyku zimnego łańcucha, natomiast następni za nami zastosowali odmienną technikę i praktycznie zjechali po łańcuchu.