W piątkowy poranek pozostało już tylko pakowanie. Odwrót z Korsyki w kierunku Opola.
Spakowaliśmy się i około godziny 11 wyjechaliśmy z kempingu, prosty dojazd do portu i ustawiliśmy się w kolejce do promu, samochodów było dużo. Słońce grzało mocno. Odprawa, podobnie jak w Livorno polegała na odczytaniu kodu kreskowego. Pół godziny oczekiwania i wjechaliśmy na prom. Na pokładzie panował już spory tłok i ciężko było o miejsce w cieniu. Stojąc przy burcie podziwialiśmy wspaniałe widoki na Bastię!
Podróż tym razem trwała prawie 5 godzin, bo przed wejściem do portu w Livorno prom praktycznie się zatrzymał. Przypłyną pilot, potem pojawili się jacyś mundurowi na szybkim pontonie, opłynęli prom dookoła i odpłynęli, a my powolutku zaczęliśmy wpływać do portu. Zeszliśmy do samochodów, rozładunek odbywał się bardzo powoli. Zaobserwowałem jeszcze Forda i Suzuki na polskich blachach, płynęli z nami również w tamtą stronę. Oj przydała by mi się taka Grand Vitara na nasze wojaże
Z portu ruszyliśmy w kierunku Pisy, ostatniej atrakcji tego wyjazdu. Nie byliśmy tam jeszcze, a to raptem 20 km od Livorno. Zajechaliśmy na parking w okolicach wieży po godz. 18, o dziwo był już prawie pusty! Po chwili dopadły nas hordy handlarzy różnych nacji i w ich asyście ruszyliśmy pod wieżę... Nad głowami przelatywały nam helikoptery i inne samoloty, pod nogami czołgali się komandosi i galopowały konie..., a wszystko to na baterie
istny cyrk! Wieża, mimo, że znana z niezliczonych zdjęć, na żywo robi wrażenie! Kolejka do wejścia była zbyt duża ograniczyliśmy się do "zwiedzania z zewnątrz". Po tym krótkim spacerze rozpoczęliśmy poszukiwania prawdziwej włoskiej pizzerii. Wymyśliliśmy sobie, że znajdziemy coś na uboczu. Zrobiliśmy wielkie koło różnymi uliczkami, ale tam nic nie było, żadnej knajpki! No i wylądowaliśmy prawie w punkcie wyjścia... W pizzeri nie było na szczęście tłoku, może, dlatego, że była czwarta czy piąta, licząc od wieży, a może, dlatego, że nie było stolików na zewnątrz... W każdym razie było widać piec! Pizza była rewelacyjna, cappuccino też, czyli pełny sukces! Najedzeni i zadowoleni wróciliśmy do samochodów i ruszyliśmy w drogę. W okolicach Florencji było już zupełnie ciemno, a za Florencją panował potworny ruch ciężarówek. Nie lubię tego bardzo krętego odcinka autostrady, zwłaszcza nocą, a poza tym źle mi się jechało za Oplem bez kierunkowskazów. Ale nie ma co marudzić, dobrze, że w ogóle jechał
Robimy przystanek przy stacji na Red Bulla, bo jest sennie, jedziemy dalej, między Padwą a Wenecją zatrzymujemy się na drzemkę. Wyciągam karimatę i rozkładam się między samochodami, na parkingu straszny ścisk! Dobrze mi się spało, budzę się po 2 godzinach, bo jakaś ciężarówa przejechała mi nad głową, reszta jeszcze kima. Po godzinie wszyscy byli już na nogach, mini śniadanie i w drogę.
Za Udine pomachaliśmy nieprzyjaźnie
w kierunku parkingu z którego zabierała nas laweta... Tankowanie w Austrii i niestety znowu wielka różnica w zużyciu paliwa między Oplem a Skodą. Na szczęście to jedyny problem. Na granicy Austria - Czechy zatrzymujemy się jeszcze przy sklepie "free...", pada deszcz, to znak że zbliżamy się do kraju
Dalsza droga upłynęła spokojnie i bez przygód. Do Opola dotarliśmy około godziny 19.
Dziękuję za uwagę!
pozdr